sobota, 29 czerwca 2013

Przełamanie

Ktoś kiedyś powiedział że w chwili, w której zaczynasz zastanawiać się, czy kogoś kochasz, przestałeś go kochać już na zawsze.

Nie wiem, czy rzeczywiście tak było, ale Łukasz się nie poddał i następnego dnia znowu do mnie zadzwonił i poprosił, byśmy się spotkali. Nie miałam już siły mu odmawiać. Spotkaliśmy się po południu. Początkowo rozmawialiśmy tak, jak kiedyś. Wszystko wyglądało tak, jak zanim wyznał mi miłość. W końcu jednak nieuchronnie przechodziliśmy do niezręcznego tematu dotyczącego naszych spotkań.
- Co się stało, że zgodziłaś się ze mną spotkać? - zapytał Łukasz.
- Nie chciałam znowu ci odmawiać - odpowiedziałam. - Męczy mnie ta sytuacja. Myślałam, że się przyjaźnimy i nagle wszystko się zepsuło.
- Nic się jeszcze nie zepsuło... A jeśli się zepsuje to tylko i wyłącznie na nasze życzenie. Ale ja nie pozwolę na to, abyśmy stracili ze sobą kontakt. Będę o to walczyć.
- Łukasz, ale ja już ci mówiłam. Nie mogę. Rozumiesz? Choćbym chciała, to nie mogę.
- A chcesz? - zapytał podchwytliwie Łukasz.
- Sama już nie wiem... Moje życie do tej pory było takie poukładane. Ale kiedy pojawiłeś się ty, wszystko się zmieniło. Nie jest już tak jak kiedyś.
- Odpowiedz sobie sama na pytanie; czy zepsuło się dopiero wówczas, gdy pojawiłem się ja, czy wtedy, gdy Wojtek trafił do szpitala, a później musiał wyjechać?
Dał mi chwilę czasu na przemyślenie. Po chwili znowu podjął.
- No widzisz - powiedział, jakby znał odpowiedź uformowaną w moich myślach. - To nie moja, ani twoja wina. Dlaczego przed tym uciekasz?
Nic nie odpowiedziałam. Miał rację - ciągłe uciekanie przed własnymi uczuciami nie miało sensu. Nie przyniosłoby pożytku nawet dla Wojtka, który w tym wszystkim był dla mnie najważniejszy. Obiecałam, że mu pomogę, że z nim będę, że go nie zostawię. Teraz wiedziałam, że bycie z nim za wszelką cenę mu nie pomoże.
- Okej, niech ci będzie. Koniec uciekania. Nie daję już rady. Ja też cię kocham. Zadowolony?
Podszedł do mnie bliżej i mnie przytulił.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo - szepnął mi do ucha.

czwartek, 27 czerwca 2013

Nieodwołalna decyzja

Popołudniowe spotkanie nie należało do moich najlepszych spotkań z Łukaszem. Nie byłam tym nawet zaskoczona, ponieważ wiedziałam, że tak będzie. Łukasz zaczął rozmowę oczywiście od pytania, dlaczego się z nim nie kontaktuję. Ciężko było mu wytłumaczyć, że nie mogę pozwolić na to, by mnie kochał... Nie mówiłam o tym, że nie mogę również dopuścić do uformowania się moich uczuć, które już i tak były dla mnie trudne do określenia. Łukasz nie przyjmował do wiadomości tego, co mówiłam, ale nie mogłam iść na kompromis. Wiedziałam, że jeśli teraz ulegnę i będę się z nim kontaktować, to później nie uda mi się wszystkiego poukładać tak, jak było zanim go poznałam. A tak było lepiej... No, może nie dla wszystkich.

Kluczową przyczyną, dla której nie mogłam spotykać się z Łukaszem, był fakt, że Wojtek teraz bardzo mnie potrzebował. Bardziej niż kiedykolwiek. Nie mogłam go zawieść w tak trudnym dla niego czasie. Zresztą w ogóle możliwość odejścia od niego nie była brana przeze mnie pod uwagę.

To wszystko sprawiło, że stałam się więźniem własnych uczuć. Ale czy w tej chwili mogło mieć znaczenie co czułam? Uczucia komplikują życie. Musiałam być stanowcza i trzymać się tego, co postanowiłam. Miałam Wojtka, a Wojtek miał mnie. Ja liczyłam na niego, on liczył na mnie. A Łukasz? Prawie go nie znałam. Pojawił się w moim życiu i od razu przewrócił mój świat do góry nogami. Nie mogłam teraz wszystkiego dla niego zmienić.

A może... Może wszystko, co robiłam to rutyna? Kochałam Wojtka, bo byłam do tego przyzwyczajona, bałam się tego, co byłoby gdybyśmy się rozstali. Może wiele rzeczy robimy tylko dlatego, że boimy się nowego? Może czas zaryzykować? Może powinnam przestać myśleć o tym, jak będzie się czuł Wojtek? Sam sobie zaszkodził. Jego wybór. Nie moja wina.

Nie, nie, nie.

Koniec tego. Stanowczo powinnam przestać o tym myśleć, a zapomnienie o Łukaszu to najlepsze rozwiązanie.

wtorek, 25 czerwca 2013

Pomocna Julka

Jak postanowiłam, tak też zrobiłam. Nie odzywałam się do Łukasza przez 4 dni. Było to naprawdę trudne, ponieważ cały czas dzwonił i pisał. Nie odbierałam i nie odpisywałam. W końcu stwierdziłam, że to niepoważne i głupie. Kiedy zadzwonił 8371219842604 raz, odebrałam. Nasza rozmowa nie trwała długo, bo Łukasz ciągle nalegał, abyśmy się spotkali. Ja oczywiście się nie zgodziłam, mimo jego uporczywych błagań.

Następnego dnia wyszłam ze szkoły z Julką.
- Kto to jest? - powiedziała Julka spoglądając w stronę bramy. - Idzie w naszą stronę. Znasz go?
- Ach... - westchnęłam. - To Łukasz. Poczekaj tutaj - rzuciłam i ruszyłam w stronę Łukasza.
- To ten Łukasz? - powiedziała jak zwykle głośno i niedyskretnie. - Ale przystojny!
- Cicho bądź. Czekaj tu - powtórzyłam widząc, że Julka idzie za mną.
- Cześć - podeszłam do Łukasza.
- Hej. Nie odzywasz się, nie odbierasz, nie odpisujesz, to pomyślałem, że tutaj na pewno cię spotkam - odpowiedział.
- To dobrze pomyślałeś, ale szkoda, że nie zrozumiałeś, że nie chcę się odzywać, odbierać ani odpisywać. Po prostu nie chcę mieć z tobą żadnego kontaktu! - wykrzyknęłam akcentując słowo "żadnego".
- Ale powiedz mi dlaczego? Chyba tyle możesz dla mnie zrobić? - prosił rozpaczliwie.
- Łukasz, wiesz, jaka jest sytuacja. Nie możemy się spotykać.
- Ale proszę cię...
- Cześć! Jestem Julka - wpadła moja zwariowana koleżanka podając rękę Łukaszowi.
- Super... - szepnęłam sama do siebie.
- Łukasz - odpowiedział Julii. - Pogadamy po południu - zwrócił się do mnie.
- Okej.
- Przyjadę po ciebie o 18. Pa - zapowiedział, odwrócił się i zniknął za bramą.
- Pa - odpowiedziałam cicho.
Nie miałam innego wyjścia. I o to właśnie Łukaszowi chodziło. Wykorzystał sytuację. Wiedział, że przy Julii się zgodzę.
- A co ty jesteś na niego zła? - zapytała przytomnie Julka.
- Nie, nie. Wydawało ci się. Chodź, idziemy.
- Ładny jest. I fajny - wiedziałam, że tak będzie. Teraz cały czas będzie o nim mówić. Nie słuchałam jej. Myślałam o tym, że muszę spotkać się dzisiaj z Łukaszem i to spotkanie wcale nie będzie należało do łatwych.
- Ej?! - Julka zatrzymała się i patrzyła na mnie wyczekująco.
- Co?
- Słuchasz mnie w ogóle? Pytałam czy pamiętasz jeszcze o Wojtku?
- Oczywiście, że pamiętam, dlaczego miałabym nie pamiętać?!
- Łukasz pochłania całą twoją uwagę. Ale ja ci tylko przypominam, żeby później nie było płaczu, że coś zepsułaś i jest za późno, aby to naprawić - powiedziała Julka zaznaczając, że nie będzie się wtrącać.
- Będę pamiętać twoje dobre rady - odpowiedziałam zamykając temat.

piątek, 21 czerwca 2013

Początek wielkiej rewolucji

Nie było innej możliwości - wakacje w końcu musiały się skończyć, a rok szkolny rozpocząć. Z każdym dniem przybliżał się powrót Wojtka. Mało za nim tęskniłam... Mało o nim myślałam... Mieliśmy ze sobą kontakt codziennie, ale relacje między nami nie były takie jak kiedyś.

Na rozpoczęcie roku poszłam z Julką. Po południu spotkałam się z Łukaszem. Nie miał tego dnia treningu, więc poszliśmy pochodzić po Starówce. Dzień był typowo letni, chociaż świadomość, że za kilka dni lato zastąpi jesień, nie napawała optymizmem. Chodziliśmy po Starówce prawie trzy godziny, zatrzymując się po kilka razy w różnych miejscach na dłuższy lub krótszy czas.
- Tęsknisz za twoim chłopakiem? - Łukasz zapytał nagle, kiedy przechodziliśmy przez bramę Barbakanu.
Nie odpowiedziałam od razu. Zatrzymałam się i usiadłam na pobliskim murze.
- Tęsknię - odpowiedziałam w końcu. - Jesteśmy razem, więc za nim tęsknię. Znamy się od tylu lat, nigdy wcześniej nie rozstaliśmy się na tak długo. Przede wszystkim Wojtek jest moim przyjacielem, najlepszym jakiego tylko można sobie wymarzyć. Zawsze mam w nim wsparcie, zawsze mogę z nim porozmawiać, zawsze ma dla mnie czas. Myślę nawet, że jesteśmy bardziej przyjaciółmi niż parą zakochanych.
- To znaczy? - zapytał dociekliwie Łukasz.
- Wiesz, przed nim nie muszę niczego udawać; zawsze mogę być sobą. Jak przed najlepszym przyjacielem.
- Ale czy to, że uważasz, że jesteście bardziej przyjaciółmi niż parą zakochanych znaczy, że go nie kochasz?
- Nie, absolutnie. Kocham go. Ale na wiele sposobów. Jak przyjaciela, jak brata, jak chłopaka. Zależnie od tego w jakiej jestem sytuacji, ale kocham go przez cały czas.
- A w tej chwili kochasz go jako kogo? - zapytał.
- Łukasz, nie wiem. Trudno jest określić uczucia. Nie widzieliśmy się od bardzo dawna. Odkąd wyjechał wiele się zmieniło, ja się zmieniłam i myślę, że on także się zmienił. Nie jest tak, jak było kiedyś i obawiam się, że już nigdy tak nie będzie - powiedziałam ze smutkiem.
- Co masz na myśli? - spytał siadając obok mnie.
- To, że się zmieniliśmy może zniszczyć nasz związek, który kiedyś uważałam za wieczny.
- Nic nie jest wieczne - rzekł Łukasz.
- A szczególnie uczucia - zamyśliłam się. - Teraz ty coś lepiej opowiedz, bo zrobiło się jakoś smutno. Nic nie mówisz o swojej dziewczynie - dopiero teraz coś zrozumiałam i szybko mu to przypomniałam. - Kiedy ty masz czas się z nią spotykać, ciągle wychodzisz ze mną!
- Nie spotykam się z nią - odpowiedział krótko, a w tonie głosu wyraził niechęć do dalszej rozmowy na ten temat.
- Dlaczego? Nie jesteście już razem? - zapytałam, mimo że zrozumiałam przekaz.
- Jesteśmy... Nie jesteśmy... Jaka różnica? - powiedział jakby sam do siebie.
- Być z kimś czy nie być? Jaka różnica? - powtórzyłam z niedowierzaniem w to co mówi.
- Dobra nie rozmawiajmy o tym - wstał z muru i poszedł kilka kroków do przodu.
- Nie uważasz, że to trochę nie fair? Kiedy ty pytasz mnie o Wojtka, ja zawsze staram się zrozumiale ci odpowiedzieć. A gdy ja pytam o twoją dziewczynę nie chcesz ze mną rozmawiać. Nawet nie wiem jak ona ma na imię! - powiedziałam pretensjonalnym tonem.
- Co chcesz wiedzieć? Ma na imię Paulina. Ma 15 lat. Podobnie jak my, zaczęła dzisiaj trzecią klasę. Mieszka na Wilanowie i lubi grać w siatkówkę. Coś jeszcze? - był ewidentnie wkurzony.
- Ładna jest? - zapytałam próbując się nie śmiać. Zabawne było dla mnie to jak się oburzył.
- Na pewno nie ładniejsza od ciebie - odpowiedział patrząc daleko przed siebie, jakby nie chciał widzieć mojej reakcji.
- Ej, ej! Nie rozmawiamy o mnie tylko o twojej dziewczynie - przypomniałam mu. - Dlaczego się nie spotykacie?
- Nie chcemy dłużej ze sobą być.
- Nie chcecie? Czy ty nie chcesz? - zapytałam skłaniając go do refleksji.
- Ja nie chcę. Ale Paulina też się nie odzywa. Co kilka dni piszę do niej od niechcenia albo ona do mnie. Nic nas już nie łączy.
- To musisz spróbować o to zawalczyć! Spotkaj się z nią.
- Ale ja nie chcę o nią walczyć! - krzyknął i znów usiadł na murze.
- Dlaczego? Już jej nie kochasz? - zapytałam zdziwiona.
- Ciebie kocham - odpowiedział patrząc na mnie.

Po tym, co usłyszałam ani ja, ani Łukasz, nie potrafiliśmy oderwać od siebie oczu, a także nic powiedzieć. Patrzyłam w jego oczy, które wyglądały jakby płynęła w nich rzeka mlecznej czekolady i wiedziałam, że coś mnie kusi do tego, aby powiedzieć coś co mogłoby w jednej chwili wszystko zmienić. Moje słowa spowodowałyby zburzenie całego dosyć poukładanego życia, jakie dotychczas wiodłam. Nie chciałam rewolucji. Najłatwiej było przed tym uciec. I tę drogę wybrałam.

czwartek, 20 czerwca 2013

"Spalony" i jego niecodzienny skutek

Piękny dzień wymagał cudownego zakończenia. I takie właśnie było. Łukasz odprowadził mnie i rozstaliśmy w oczekiwaniu na mecz Barcelony z Porto o Superpuchar Europy. Przygotowałam sobie w dużym pokoju strefę kibica, czyli przyniosłam słodycze i napoje, bo wiedziałam, że nie będę mieć czasu, by opuścić pokój. Przed samym rozpoczęciem spotkania Łukasz napisał do mnie SMS-a, w którym życzył mi miłego oglądania i wygranej Dumy Katalonii.
Tak też było. Po 39 minutach Barcelona prowadziła 1:0 po golu niesamowitego Messiego, a wynik ustanowił w 88 minucie Fàbregas. Po takim dniu długo nie mogłam zasnąć, ale mogłoby tak być codziennie!

Na ostatni weekend wakacji wybrałam się z rodzicami do dziadków, którzy mieszkają w Bydgoszczy. W poniedziałek wróciliśmy do domu, a po południu spotkałam się z Łukaszem. Wybraliśmy się do ZOO. Rozmawialiśmy głównie na temat piątkowego meczu. Było bardzo miło. Łukasz prosił, abym teraz ja opowiedziała mu coś o sobie. Obiecałam, że wszystkiego dowie się następnego dnia.

We wtorek zabrałam go w miejsce, w którym spędzam dużo czasu. Podobnie jak ja na Agrykoli, nie ogarnął od razu, o co chodzi. Kiedy weszliśmy na salę gimnastyczną CWKS-u Legia Warszawa miał zaskoczoną minę.
- Tutaj trenuję - oświadczyłam. - Mówiłam, że lubię Legię.
- Ale... nie grasz w nogę, prawda? - zapytał powoli Łukasz.
- Nie, nie - zaprzeczyłam i zaczęłam się śmiać widząc jego reakcję.
- Coś związanego z gimnastyką? - zapytał niepewnie.
- Tak, zgadłeś - odpowiedziałam. - A dokładnie to gimnastyka artystyczna.
- Od dawna? - zadał pytanie.
- Sześć lat - udzieliłam odpowiedzi.
- Fajnie. Lubię oglądać gimnastykę artystyczną na Olimpiadzie - uśmiechnął się.
- Bo gimnastyka artystyczna jest tylko na Olimpiadzie. Niedoceniony sport, o którym nie mówi się na co dzień.
- Najważniejsze jest to, czy ty czujesz się spełniona. Mecze piłki nożnej można oglądać codziennie. Od piątku do poniedziałku ligowe, a w pozostałe dni Ligę Mistrzów i Ligę Europejską lub inne puchary. Ważne, żebyś robiła to, co lubisz, a nie to co jest popularne - przerwał. - Zaprezentuj mi czego się nauczyłaś - uśmiechnął się zaczepnie.
- Nie, nie, nie - ty nie zaprezentowałeś mi, jak gra się w piłkę - odpowiedziałam wymijająco.
- Bo nie chciałaś! - krzyknął Łukasz.
- Ja nie chciałam?! - zapytałam z wyrzutem.
- Nie chciałaś! - potwierdził.
- Nic nie mówiłam!
- No właśnie! Czyli nie chciałaś.
- Mogłeś się domyślić - skończyły mi się argumenty.
- Biegnij po jakiś rekwizyt i tańcz, już! - rozkazał mi.
- To nie jest tańczenie, nic się na tym nie znasz! - zarzuciłam mu.
- Ja się nie znam? Ja się nie znam? - powtórzył. - Proszę bardzo, powiedz mi, co to jest spalony? Oczekuję zrozumiałego wytłumaczenia - powiedział dumnie wstając z ławki.
- Myślisz, że jestem idiotką i nie wiem na czym polega spalony?
- Nie twierdzę tak. Po prostu dziewczyny mają z tym problem.
- Nie zauważyłeś jeszcze, że jestem inna niż przeciętne dziewczyny? - zapytałam oburzona.
- Zauważyłem, dlatego wyjaśnij mi na czym polega spalony.
- A proszę bardzo! - wstałam triumfalnie i weszłam na matę, na której ćwiczę gimnastykę. - Załóżmy, że to jest bramka - wskazałam na półkę, na której leżały rekwizyty. - A przed bramką stoi bramkarz drużyny A. Ja jestem obrońcą drużyny B. Nie, nie, czekaj. Inaczej. Chodź tu - wyciągnęłam rękę w stronę Łukasza. Ani nie drgnął. - No chodź tu, debilu! - krzyknęłam.
- Co?! Jak ty powiedziałaś? - doskoczył do mnie i popatrzył na mnie ze swoich 180+ centymetrów wzrostu. - Obraża mnie ktoś, kto nie umie wytłumaczyć, co to jest spalony!
- Umiem! - pociągnęłam go za ubranie i ustawiłam w miejscu, w którym wcześniej stałam. - Ty jesteś obrońcą drużyny A. Ja jestem napastnikiem drużyny B. Albo niekoniecznie napastnikiem. Poczekaj, trzeba jeszcze kogoś - poszłam po piłkę, która leżała na półce. - To też jest zawodnik drużyny B - położyłam piłkę pomiędzy Łukaszem, a bramkarzem, którego nie było, ale mieliśmy sobie wyobrazić, że jest przed półką, czyli umownie bramką. Sama stanęłam najdalej od "bramki". - Teraz kiedy ja podaję piłkę do... tamtej piłki, czyli innego zawodnika drużyny B, to jest spalony.
- Pięknie! - Łukasz podszedł do mnie i zaczął mi bić brawo.
- Dziękuję bardzo - powiedziałam z ironią.
- Najlepsze wytłumaczenie spalonego ever. Wersja nawet dla blondynek - Łukasz zaczął się śmiać.
- Ej! Chciałam przekazać, jak bardzo to rozumiem - powiedziałam obrażona.
- Doceniam to - Łukasz podniósł piłkę tylko przy użyciu nogi i kopnął ją na półkę. - To teraz ćwiczysz. Widzisz - powiedziałem "ćwiczysz", nie "tańczysz".
- Gratuluję - odpowiedziałam nadal obrażona.
- Ej... Co jest? - znowu podszedł do mnie i podniósł moją głowę do góry. I tak na niego nie patrzyłam, chciałam być stanowcza i trwać w gniewie. - No, popatrz na mnie - byłam uparta. - Myślisz, że nie wiedziałem, że wiesz, co to jest spalony?
- A wiedziałeś? - podniosłam głowę.
- Oczywiście. Pokażesz mi, jak zwykle ćwiczysz? - zapytał cicho.
- Innym razem, jeśli zechcesz tutaj jeszcze ze mną przyjść - odwróciłam się i szłam w stronę wyjścia.
- Ola! - zaszedł mi drogę. - Przecież to wszystko to były tylko żarty!
- Wiem i całkiem fajnie się nimi bawiłam, ale się skończyły. Jestem zmęczona. Chodźmy - ominęłam go i szłam dalej.
Złapał mnie za ramię, przyciągnął do siebie i pocałował. Nie wiem, czy na przeprosiny, czy na pożegnanie, czy jak koleżankę, czy jak przyjaciółkę - na pewno NIE jak być powinno. A poza tym ja wcale się nie gniewałam, bo rzeczywiście ta cała kłótnia była śmieszna. Po prostu pocałował i nie chciał puścić, a później przepraszał, że to zrobił.

Typowy chłopak - najpierw robi, potem myśli.

środa, 19 czerwca 2013

Ł3

Po powrocie do domu nie chciało mi się już włączać komputera. Mimo to, Julka dowiedziała się ode mnie wszystkiego następnego dnia. Zadała szereg pytań, m.in. ile Łukasz ma lat, jak wygląda, gdzie mieszka, jak go poznałam, co lubi, etc. Temat zakończyła przypomnieniem mi o Wojtku. Nie miałam jej nawet tego za złe, już dawno powinien był mi ktoś o nim przypomnieć. Ale w sumie nic złego nie robiłam. Każdy może mieć kolegę, z którym spędza dużo czasu.

Następnego dnia po spotkaniu z Julką odezwał się Łukasz.
Spotykamy się o 16 tam, gdzie ostatnio?  :-)
Mhm :-D Jakieś plany dokąd się wybierzemy?
Tak, jeden i to bardzo konkretny :-)
Oo dokąd?
Niespodzianka :-) Do zobaczenia!


Materiał do przemyśleń na cały poranek. Po co pytałam? Co tym razem Łukasz mógł wymyślić? Najbardziej prawdopodobne wydawało się, że zabierze mnie do jakiegoś parku. Może do ZOO albo Łazienek Królewskich czy Ogrodu Botanicznego. "Skoro zapowiada się spacer to ubiorę się w moją ulubioną sukienkę w kwiatki i wezmę buty na koturnie" - pomyślałam. Zjadłam obiad i o 15 wyszłam z domu. Dojazd do Centrum zajął mi więcej niż przypuszczałam. Na miejsce dotarłam 5 po 16. Łukasz już czekał. Pierwsze co zauważyłam to to, że nie miał kwiatów. Nawet trochę mnie to rozczarowało. Oprócz tego był ubrany bardziej sportowo niż zwykle. Miał zielone spodenki, granatową koszulkę i beżowe trampki. Na naszych poprzednich spotkaniach był ubrany za każdym razem w innej koszuli w kratkę (każda z nich niesamowicie mi się podobała) i długich spodniach.
- Sorry, ale były korki - wytłumaczyłam się. - Taka pora. Hej - dodałam.
- Hej - odpowiedział Łukasz. - Mówiłaś ostatnio jak byliśmy w kawiarni, że chciałabyś więcej o mnie wiedzieć.
- Tak, a ty również powiedziałeś, że chcesz mnie lepiej poznać. Więc chyba po to się spotykamy, prawda?
- Tak, dzisiaj ty będziesz miała okazję się czegoś o mnie dowiedzieć. Od razu mówię - to dla mnie bardzo ważne.
- Ale co konkretnie? - zapytałam.
- To, czego się dziś o mnie dowiesz - Łukasz uśmiechnął się pozostawiając mi kolejny temat do przemyśleń i przypuszczeń. O nic już jednak nie pytałam tylko czekałam co powie Łukasz.
- Pojedziemy autobusem w ważne dla mnie miejsce - oznajmił Łukasz.
- Domyślam się, że nie mogę zapytać dokąd, bo to ma być niespodzianka?
- Dokładnie tak. Chodź, może zaraz będzie jechać 525 albo coś innego w stronę Alei Armii Ludowej.
Czyli celem była Aleja Armii Ludowej. A przy Alei Armii Ludowej jest Plac Na Rozdrożu. Więc dokąd się wybieraliśmy? To oczywiste, że na dzisiejszy spacer Łukasz wybrał Łazienki. Wielką niespodzianką to dla mnie nie było, ale udawałam, że nie domyślam się o jakie miejsce chodzi.
Rzeczywiście, 525 był za jakieś 2 minuty po tym jak dotarliśmy na przystanek. Oczywiście jazda wyglądała tak: minuta jazdy; pięć minut stania w miejscu. Pokonanie Marszałkowskiej, Placu Konstytucji i Waryńskiego zajęło dobre pół godziny. Gdy dojeżdżaliśmy do Placu Na Rozdrożu i Łukasz nie przygotowywał się do wysiadania zdziwiłam się. "Więc nie jedziemy do Łazienek?" - zadałam mu to pytanie w myślach. Chustkę na oczy założył mi dopiero kilka przystanków później.
- Czuję się jak idiotka - stwierdziłam po wyjściu z autobusu.
- Bardzo ładnie wyglądasz, jeszcze ci dzisiaj tego nie mówiłem - odpowiedział wymijająco Łukasz.
- Mogę zdjąć tę chustkę? Już mnie zaskoczyłeś, więc niespodzianka się udała - powiedziałam zażenowana.
- Nie marudź - skarcił mnie Łukasz i chwycił za rękę.
Powoli krok za krokiem prowadzona za rękę szłam mijając jakiś ludzi, których nawet nie mogłam zobaczyć. W pewnej chwili minął nas chłopak, który znał Łukasza, bo powiedział jego imię i zaczął się śmiać. Łukasz kazał mu być cicho i prowadził mnie dalej. W końcu usiadłam na czymś co było - jak się później okazało - ławką. Łukasz puścił moją rękę i stanął za mną. Powiedział żebym zamknęła oczy i rozwiązał mi chustkę. Następnie usiadł obok mnie i poprosił mnie, abym otworzyła oczy.
W pierwszej chwili po ich otwarciu nie wiedziałam o chodzi. Najpierw zauważyłam, że jesteśmy na boisku. Popatrzyłam w lewo, a następnie w prawo, obejmując wzrokiem obszar od jednej do drugiej bramki. Boisko normalne jak każde inne. I to miała być ta niespodzianka? Okej, fajnie, że boisko, ale nie było jakieś wspaniałe. Po chwili jednak odwróciłam się i ujrzałam za sobą budynek, który dobrze znałam. Moje wcześniejsze stwierdzenie, że jesteśmy na zwykłym boisku nie było trafne. Otóż siedzieliśmy właśnie na ławce przed budynkiem warszawskiej Agrykoli. Nadal nie wiedziałam co mam powiedzieć, co miało znaczyć to, że tutaj przyszliśmy?
Łukasz rozpoznał moje zawahanie i próbował rozwiać moje wątpliwości.
- Jesteśmy na Agrykoli - oznajmił. - Kocham... Bardzo lubię piłkę nożną i właśnie tutaj uczę się grać.
- Aaa, przepraszam, nie zrozumiałam tego przekazu... Wybacz - zaczęłam się tłumaczyć, bo doprawdy nie spodziewałam się po sobie takiej głupoty. - Naprawdę bardzo mnie zaskoczyłeś.
- Ale... widzę, że nie jesteś z tego zadowolona.
- Przeciwnie! Łukasz, prawdę mówiąc tak się cieszę, że ledwie powstrzymuję się, żeby nie wskoczyć ci na ręce! - powiedziałam podekscytowana.
- To dlaczego się powstrzymujesz? - zapytał patrząc mi w oczy.
- Chodziło mi o to, że naprawdę bardzo się cieszę - wyjaśniłam. - Kocham piłkę nożną - dodałam po chwili.
- Wiem o tym - Łukasz uśmiechnął się i usiadł na ławce obok mnie. - Gdybym nie wiedział, nie odważyłbym się cię tutaj zabrać. Ale nie odpowiedziałaś na moje pytanie.
- Skąd wiesz? - zapytałam zaskoczona.
- Najpierw ty odpowiedz na moje pytanie - powiedział stanowczo.
- Na jakie pytanie?
- Dlaczego powstrzymujesz swoje emocje?
- Łukasz, ja naprawdę bardzo się cieszę, że grasz w piłkę i że tutaj dzisiaj jesteśmy. Jednocześnie uważam, że fakt, że ja mam chłopaka i ty masz dziewczynę, sprawia, że powinnam pilnować swoje emocje, choćby jak to było trudne.
- I tłumić wszystko w sobie?
- Ale ja nie tłumię ich w sobie. Mówię przecież szczerze, co czuję. Teraz ty odpowiadasz na moje pytanie.
- Skąd wiedziałem, że lubisz piłkę? - powiedział wstając z ławki.
- Mhm - potwierdziłam wyczekując na odpowiedź.
- Kiedy byliśmy przedwczoraj w kawiarni, po skończeniu rozmowy z twoją koleżanką położyłaś telefon na stoliku. Tapeta była podświetlona...
Zaczęłam się śmiać. Ale Łukasz kontynuował swoją wypowiedź.
- Zasadniczo dziewczyny... A przynajmniej te, które ja znam, nie lubią piłki nożnej.
- To mało znasz dziewczyn - przerwałam mu.
- Okazuje się, że tak. Do tej pory nie rozmawialiśmy o naszych zainteresowaniach. Chciałaś wiedzieć o mnie więcej, ale nie wiedziałem, jak zareagujesz na to, że spędzam kilka godzin dziennie na boisku. Dla większości dziewczyn to głupie. Jak zobaczyłem u ciebie w telefonie tapetę przedstawiającą herb FC Barcelony postanowiłem, że pozwolę ci dowiedzieć się o moim marzeniu. A teraz chcę cię zabrać w jeszcze jedno miejsce.
- Nie mogę się doczekać - odpowiedziałam prawdziwie zaciekawiona.
Opuściliśmy Agrykolę i przeszliśmy przez Myśliwiecką.
- Pewnie już się domyślasz, dokąd idziemy - rzekł Łukasz.
- Albo na halę Torwar albo...
- Tak, to drugie. Lubisz...
- Uwielbiam! - przerwałam mu. - Legia Warszawa to mój ulubiony polski klub.
- Mój też - odpowiedział z uśmiechem Łukasz.
- Można wejść teraz na Pepsi Arenę?
- Nie można, ale my wejdziemy - odrzekł zdecydowanie Łukasz.
- To ja już o nic nie pytam...
Po przyjściu do Pepsi Areny poszukaliśmy portiera, który pilnuje tego obiektu. Okazało się, że Łukasz go zna i że nie raz prosił już o wejście na stadion.
- Łukasz, ja już ci mówiłem; stadion jest zamknięty. Nie mogę cię ciągle na niego wpuszczać - tłumaczył mężczyzna.
- Tylko dzisiaj, proszę - Łukasz nie ustępował.
- Łukasz, ty za każdym razem mówisz "tylko dzisiaj". Nie i koniec - portier był nieubłagany.
- Proszę... Tylko na chwilę. Zaraz wrócimy. Obiecuję - przekonywał Łukasz.
Mężczyzna popatrzył na mnie i z powrotem przeniósł wzrok na Łukasza. Wyglądał jakby chciał się zgodzić, ale wiedział, że nie może.
- Dobra - powiedział po chwili - idźcie, bo nie dasz mi spokoju. Ale więcej mnie nie przekonasz!
- Chodź - zakomunikował Łukasz i przepuścił mnie w drzwiach, które otworzył portier.
Weszłam na stadion i ujrzałam ogromny napis na trybunach "Legia Warszawa". Kilka razy w ciągu poprzedniego sezonu byłam na meczu Legii, jednak za każdym razem, gdy przychodziłam trybuny były już na tyle zajęte, że napis nie był w pełni widoczny.
- Jak tu pięknie - powiedziałam.
Zachodzące słońce  trybuny i znajdujący się nad nimi dach pomarańczowym blaskiem.
- Lubię tu przychodzić - wyznał Łukasz. - Kiedyś chciałbym tu zagrać.
- Jeśli grasz nie tylko nogami, lecz także sercem, to osiągniesz to, czego pragniesz.
- Ładnie powiedziane - stwierdził Łukasz, siadając na jednym z krzesełek. Usiadłam obok niego i czekałam aż powie coś więcej. Chciałam słuchać, pochłaniać każde słowo opisujące jego marzenia.
- Ja gram sercem. Oprócz tego, że do każdego kopniaka ładuję mnóstwo siły, to jest w nim również część moich uczuć. Oglądając mecze, kapitalne akcje najlepszych piłkarzy, ich gole i widząc ich emocje zawsze myślę, że chciałbym być na ich miejscu. Wyjść na Wembley i stanąć przed 90 tysiącami kibiców, dla których przez 105 minut - łącznie z przerwą - będzie najważniejsze to, co dzieje się na murawie. I sprawić, aby zapamiętali te 90 minut gry - przerwał. Rozglądnął się dookoła, wziął głębszy oddech, by po chwili mówić dalej.
- Każdy ma marzenia i nie ma w tym nic złego, jeżeli nie mamy zamiaru nimi komuś zaszkodzić.
Łukasz wstał i podał mi rękę. Szliśmy w stronę wyjścia. Popatrzyłam na swoją sukienkę oraz buty i zaczęłam się śmiać.
- Co? Śmiejesz się z moich przemyśleń? - zapytał Łukasz.
- Nie, po prostu pomyślałam, jak śmiesznie muszę wyglądać na stadionie w sukience w kwiatki i butach na koturnie - wyjaśniłam.
- Bardzo ładnie, ale rzeczywiście nie na stadion - uśmiechnął się Łukasz.
- To teraz porozmawiajmy o czymś bardzo ważnym - podjęłam. - Ty już wiesz, komu ja kibicuję. Chciałabym wiedzieć, czy oprócz Legii masz jakąś swoją ulubioną drużynę?
- Jasne, że tak.
- Jaką?
- Zgadnij.
- Z jakiej ligi?
- Hiszpańskiej.
- To... dwa główne typy: FC Barcelona i Real Madryt. Ale może być też inna.
- Tak, to jedna z tych, które wymieniłaś.
- Tylko nie mów, że Real - powiedziałam ostrzegawczym tonem.
- Jestem Culé - oznajmił spokojnie.
- Naprawdę?! - krzyknęłam.
- Tak. Visca el Barça!
Nawet nie wiem kiedy wskoczyłam mu na ręce i na nic były moje przemyślenia dotyczące pilnowania swoich emocji. Wyszliśmy z Pepsi Areny, podziękowaliśmy panu, który pozwolił nam na nią wejść i opuściliśmy znany Legionistom adres Łazienkowska 3, popularnie nazywany Ł3.
- A z innych lig? Jakie kluby? - zapytałam, gdy byliśmy już obok Agrykoli.
- Z niemieckiej Bayern, z angielskiej Manchester United - objaśnił.
- Nie lubię tych klubów - powiedziałam niezadowolona. - Ale to nic. Najważniejsze, że Barça.
- I Legia - dodał Łukasz obejmując mnie i przyciągając do siebie.

wtorek, 18 czerwca 2013

Ogród Saski

Do domu wróciłam naprawdę zmęczona. Szybko wzięłam prysznic i nie jedząc kolacji położyłam się spać. Moje obecne poczucie szczęścia porównywalne było z tym z dzieciństwa, kiedy prosiłam rodziców czy mogę iść na "Wesołe Miasteczko" i ten wspaniały moment, gdy mama dawała pieniądze i mówiła: "Idź. Ale już dzisiaj ostatni raz." I tak w kółko. Zasnęłam z uśmiechem na ustach i z takim samym się obudziłam. Postanowiłam, wedle wczorajszej umowy, że napiszę, że już wstałam.
Czekałem na taką miłą wiadomość :) To o której się spotykamy? 15 obok H&M przy Marszałkowskiej?
Ok ;) będę obok wejścia do rotundy :)

Niedługo po 14-tej wyszłam z domu. Na autobus musiałam chwilę poczekać, ale miałam sporo czasu w rezerwie. O 14:48 byłam już obok stołecznej rotundy. Nie później niż za dwie minuty ktoś zasłonił mi oczy, tak jak poprzedniego dnia.
- Łukasz! - tym razem nie było to pytanie, lecz wręcz wykrzyknienie.
Oczywiście poprawnie odgadłam, Łukasz zabrał ręce z moich oczu i wręczył mi bukiet kwiatów. Chociaż bardziej trafne tutaj będzie zastosowanie frazy "bukiecik kwiatków". Były tak małe, a jednocześnie tak słodkie, że spodobałyby się każdemu. No, no, trzeba przyznać - dobrze trafił. Mogę nawet stwierdzić, że podobały mi się bardziej niż ten ogromny bukiet, który dostałam od niego wczoraj. Przynajmniej dzisiaj nie musiałam się martwić, że będzie bolała mnie ręka od dźwigania ich przez całe popołudnie.
- Jakie piękne! - okazałam swój zachwyt otrzymanym prezentem.
- Nie żartuj - skwitował mnie odwracając głowę. - Przyznam szczerze, że śpieszyłem się, a nie wypada przyjść z niczym w taki piękny letni dzień do tak pięknej dziewczyny.
- Sprawdzasz mnie, czy się zarumienię, tak?
- Nie! Wcale nie miałem takiego zamiaru. Zgodzisz się ze mną, że dzień jest piękny. A o tym, że ty jesteś piękna to na pewno wiesz. Kurde, szczęściarz z tego twojego chłopaka - Łukasz skończył swoją jakże mądrą przemowę uśmiechem skierowanym w moją stronę.
- Dobra, dobra, ja wiem swoje. A jeśli chodzi o kwiatki to są naprawdę wspaniałe.
- Miło, że ci się podobają.
- Masz jakiś plan dokąd idziemy, czy zdałeś się na mnie?
- Hm... Mam pewną propozycję, ale nie wiem, czy ci się spodoba.
- Zaryzykuj - powiedziałam z uśmiechem.
- Może... Przede wszystkim chciałbym abyśmy oddalili się od tego warszawskiego zgiełku i zamieszania. Co powiesz na to żebyśmy poszli do Ogrodu Saskiego? To całkiem niedaleko stąd.
- Wiem, zawsze uwielbiałam tam chodzić w dzieciństwie, kiedy zajmowała się mną babcia.
- Ja też uwielbiałem ten plac zabaw wewnątrz parku. Zawsze chodziłem tam z rodzicami w niedzielne popołudnia. Może nawet kiedyś się razem bawiliśmy.
- Bardzo możliwe. Ja uwielbiałam uciekać do tej ogromnej fontanny. Woda spadała z niej z takiej wysokości i z taką siłą, że trochę się jej bałam, ale podobało mi się to.
- Ja zawsze szybko zaprzyjaźniałem się z innymi chłopakami. Czasami zdarzało się spotkać kogoś kilka razy, ale w większości byli to epizodyczni koledzy. Bawiąc się udawaliśmy, że za zjeżdżalnią jest nasza baza, a ci którzy się z nami nie chcieli bawić byli naszymi zakładnikami.
- Ja najbardziej lubiłam kręcić się na karuzeli. Ale na niej zawsze było dużo osób i trzeba było czekać.
Wspominaliśmy wszystko co kojarzyło nam się z Ogrodem Saskim. Nie zauważyłam nawet kiedy się w nim znaleźliśmy. Najpierw poszliśmy popatrzeć na wspominany plac zabaw. Niewiele się na nim zmieniło. Później poszliśmy obok fontanny. Było tam słonecznie i upalnie, tak samo jak w dzieciństwie.
- Dawno tutaj nie byłam. Piękne miejsce - szepnęłam do Łukasza, przymykając oczy.
- Dzisiaj wszystko jest piękne - odpowiedział.
- Znowu zaczynasz? - powiedziałam otwierając nagle oczy.
- Tylko stwierdzam fakty. Nie wiem jak ty, ale ja nie mam dzisiejszemu dniu niczego do zarzucenia.
- Ja też nie. Jest idealnie.
Zamknęłam oczy, ale ciągle czułam na sobie spojrzenie Łukasza. Kiedy już nasyciliśmy się dźwiękiem spadającej wody i słońcem dostarczającym nam witaminy D postanowiliśmy coś zjeść.
- To może coś słodkiego w którejś z kawiarni na Krakowskim Przedmieściu albo na Nowym Świecie? - zaproponował Łukasz.
- Dobry pomysł. Na Nowym Świecie wszystko smakuje najlepiej... choćby nawet zwykła kawa - stwierdziłam.
- To prawda, ale pijąc kawę na Manhattanie też nie narzekałem - zaśmiał się.
- Masz rację, ale Nowy Jork to jednak miasto nie dla mnie. Za dużo ludzi, tłok i gwar na ulicach. Wolę Warszawę - wyraziłam swoje zdanie.
W kawiarni zamówiliśmy gofry z bitą śmietaną i owocami. Rozmawialiśmy jeszcze o tym od kiedy Łukasz mieszka na Wilanowie i jak wygląda jego osiedle. Ustalaliśmy właśnie, kiedy wybierzemy się do parku w Wilanowie, gdy zadzwonił mój telefon.
- Koleżanka - oznajmiłam patrząc na wyświetlacz telefonu.
- Odbierz - Łukasz uśmiechnął się porozumiewawczo.
- Hej - usłyszałam zaraz po naciśnięciu "zielonej słuchawki" zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć. - Czym ty jesteś taka zajęta, że się nie odzywasz?
- Sorry, jakoś tak wyszło.
- Spotkamy się dzisiaj? - zaproponowała Julka.
- Ee... Dzisiaj nie mam czasu - odparłam.
- A co robisz? - zapytała zaciekawiona Julka.
- Jestem z kolegą na spacerze... - nie mogłam skłamać, bo Łukasz mógłby się obrazić słysząc, że ukrywam to, że jestem z nim. - Może spotkamy się jutro? - zachęciłam, byle tylko szybko zmienić temat.
- Z jakim kolegą? Nic nie mówiłaś! - krzyknęła z wyrzutem Julka.
- Oj, nie było okazji. Pogadamy wieczorem jak będę na kompie, okej?
- Dobra, już nie przeszkadzam. Ale masz mi wszystko opowiedzieć!
- Możesz być pewna, że wszystko ci powiem. Pa - rozłączyłam się i położyłam telefon na stoliku.
- Jesteś bardzo rozchwytywana - zauważył niespodziewanie Łukasz. - Koleżanka chce się spotkać, a ja zajmuję ci czas.
Roześmiałam się.
- Koleżanka poczeka.
- Ja też bym poczekał - uśmiechnął się zaczepnie.
Po wyjściu z kawiarni udaliśmy się na przystanek. Czekając na autobus Łukasz zapewnił mnie, że mogę dzwonić, kiedy tylko będę miała ochotę się spotkać. Obiecałam, że spotkamy się już pojutrze, bo następny dzień miałam już w pełni zarezerwowany dla Julki.
- Do zobaczenia! - zawołał za mną, gdy wsiadałam do autobusu.
- Pa - odpowiedziałam. - Do zobaczenia - dodałam, kiedy drzwi już się zamknęły.