Po powrocie z naszej wycieczki na Wyspę Wolności byłam bardzo
zmęczona. Wzięłam prysznic i idąc w stronę łóżka napisałam SMS-a do
Wojtka: "Dziękuję za piękny dzień :*". Otrzymałam odpowiedź: "Jutro
będzie jeszcze piękniejszy ;)". Uśmiechnęłam się, położyłam i nakryłam
kołdrą. Nie odłożyłam telefonu tylko dalej coś klikałam. Nagle
podniosłam się i uświadomiłam sobie, że powtarzam tę samą czynność od
kilku dni. Nie byłam tego świadoma i w ogóle nie miałam nad tym
kontroli. " - Olka, co ty wyrabiasz?" - powiedziałam sobie w myślach.
Otóż właśnie do mnie dotarło, że codziennie wieczorem wpatrywałam się w
zdjęcie Łukasza. Aby na przyszłość temu zapobiec przeniosłam je do
innego folderu, odłożyłam telefon i poszłam spać.
Następnego
dnia wstałam później niż planowałam. O 9 miałyśmy jechać do Wojtka, a ja
wtedy jeszcze w najlepsze spałam. Obudziło mnie pukanie do drzwi.
Popatrzyłam na zegarek. Było wpół do jedenastej. Otworzyłam drzwi.
- Oj obudziłam cię. Wyspałaś się?
- Tak, tak. Za 15 minut będę gotowa.
- Nie śpiesz się. Czekam na dole.
W 10 minut się umyłam i ubrałam. Postanowiłam, że zjem coś po drodze,
więc mając jeszcze chwilę czasu napisałam SMS-a do mamy. Pisanie z USA
do rodziców zawsze sprawiało mi problem. W każdej wiadomości mama
prosiła mnie, żebym napisała coś więcej niż tylko szablonowe: "U mnie
wszystko OK. Pogoda ładna. Chodzimy na spacery i zwiedzamy Nowy Jork. Co
u Was? Pozdrawiam". Tym razem chciałam się wysilić. Do treści, którą
pisałam codziennie dodałam wzmiankę o wczorajszej wycieczce i o
przeżyciach, które mi towarzyszyły. Dodatkowo zapytałam jak tam w pracy i
jaka pogoda w Warszawie. Zużyłam 350 znaków, co było wielkim
osiągnięciem, jeśli chodzi o SMS-y do mamy. Wzięłam torebkę, zamknęłam
drzwi i zjechałam windą na dół.
- Wojtek bardzo mnie prosi, żebym
mogła chociaż raz pozwolić wam iść gdzieś beze mnie. Ale wiesz, że to
nie jest ode mnie zależne - tłumaczyła się mama Wojtka, kiedy szłyśmy do
taksówki.
- Wiem, nie mam o to do pani pretensji. Zawsze wszędzie chodziliśmy sami, ale teraz jest inna sytuacja.
- Cieszę się, że mnie rozumiesz. Wojtek jednak uważa, że powinnam bez
zgody lekarza pozwolić wam iść gdzieś razem. Ale ja nie mogę. I on, i ty
jesteście ze mną poza kliniką na moją odpowiedzialność. Postaram się
wyprosić dla was tę zgodę. Chociaż raz... Nie ma już wiele czasu do
twojego odlotu.
- No tak. Jeszcze tylko kilka dni i wracam...
Kiedy tylko weszłyśmy do Wojtka pokoju zaczął nalegać, żeby jego mama zdobyła dla nas zgodę na opuszczenie kliniki.
- Mamy 15 lat, GPS i znamy angielski.
- Ja bym wam pozwoliła, ale to nie ode mnie zależy.
- Mamo idź chociaż zapytać. A jak się nie zgodzą to i tak pozwolisz nam iść, okej?
- Co ja z tobą mam... - powiedziała mama Wojtka z rezygnacją i poszła szukać lekarza. Nie było jej może 10 minut.
- Zgodził się. Ale musicie wrócić przed kolacją.
- A wiesz, gdzie pójdziemy? - zapytał Wojtek, kiedy przekroczyliśmy bramę.
- Nie mam pojęcia - odpowiedziałam.
- Spodoba ci się.
- Tego jestem pewna.
Po raz kolejny znaleźliśmy się na Manhattanie.
- Park Centralny?
- Nie. Jedziemy w stronę Brooklynu.
Wojtek chwilę później kazał zatrzymać się taksówkarzowi.
- Byłaś kiedyś na Brooklynie? - zapytał zupełnie poważnie.
- Hmm... Nie przypominam sobie, ale... z całą pewnością podczas jednego
z wielu moich pobytów w Nowym Jorku odwiedziłam tę dzielnicę...
- Hahaha. No chyba na mapach w Google!
- Zadając debilne pytanie powinieneś był spodziewać się równie debilnej
odpowiedzi - wkurzyłam się na niego za to głupie pytanie o Brooklyn.
Udawał bardzo zorientowanego w Nowym Jorku, tak jakby znał tutaj każdą
ulicę, a mnie to irytowało.
- No przepraszam, kotku. Więc idziemy
właśnie na Brooklyn. Ale to nie tę dzielnicę chcę ci pokazać, tylko coś
innego. Widzisz ten most przed nami?
Wytężyłam wzrok i momentalnie przestałam się gniewać.
- Wojtek! Idziemy na Brooklyn Bridge?
- Yhy.
Pobiegłam przed siebie, zostawiając Wojtka z tyłu. Biegłam dobre 200
metrów. Stanęłam na moście, zaczerpnęłam głęboko powietrza i spojrzałam
na zachodzące słońce, które odbijało swe promienie na oknach wieżowców i
w lustrze wody. Zamknęłam oczy. Po chwili ktoś mnie objął w pasie i
mocno przyciągnął do siebie. Nie otworzyłam oczu. Uśmiechnęłam się i
jeszcze bardziej wtuliłam w osobę, która mnie przytulała. Niczego więcej
w tej chwili nie było mi potrzeba. Mogłam się założyć, że byłam w
niebie. Tutaj - w centrum światowego chaosu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz