poniedziałek, 10 czerwca 2013

Brooklyn Bridge

Po powrocie z naszej wycieczki na Wyspę Wolności byłam bardzo zmęczona. Wzięłam prysznic i idąc w stronę łóżka napisałam SMS-a do Wojtka: "Dziękuję za piękny dzień :*". Otrzymałam odpowiedź: "Jutro będzie jeszcze piękniejszy ;)". Uśmiechnęłam się, położyłam i nakryłam kołdrą. Nie odłożyłam telefonu tylko dalej coś klikałam. Nagle podniosłam się i uświadomiłam sobie, że powtarzam tę samą czynność od kilku dni. Nie byłam tego świadoma i w ogóle nie miałam nad tym kontroli. " - Olka, co ty wyrabiasz?" - powiedziałam sobie w myślach.
Otóż właśnie do mnie dotarło, że codziennie wieczorem wpatrywałam się w zdjęcie Łukasza. Aby na przyszłość temu zapobiec przeniosłam je do innego folderu, odłożyłam telefon i poszłam spać.

Następnego dnia wstałam później niż planowałam. O 9 miałyśmy jechać do Wojtka, a ja wtedy jeszcze w najlepsze spałam. Obudziło mnie pukanie do drzwi. Popatrzyłam na zegarek. Było wpół do jedenastej. Otworzyłam drzwi.
- Oj obudziłam cię. Wyspałaś się?
- Tak, tak. Za 15 minut będę gotowa.
- Nie śpiesz się. Czekam na dole.
W 10 minut się umyłam i ubrałam. Postanowiłam, że zjem coś po drodze, więc mając jeszcze chwilę czasu napisałam SMS-a do mamy. Pisanie z USA do rodziców zawsze sprawiało mi problem. W każdej wiadomości mama prosiła mnie, żebym napisała coś więcej niż tylko szablonowe: "U mnie wszystko OK. Pogoda ładna. Chodzimy na spacery i zwiedzamy Nowy Jork. Co u Was? Pozdrawiam". Tym razem chciałam się wysilić. Do treści, którą pisałam codziennie dodałam wzmiankę o wczorajszej wycieczce i o przeżyciach, które mi towarzyszyły. Dodatkowo zapytałam jak tam w pracy i jaka pogoda w Warszawie. Zużyłam 350 znaków, co było wielkim osiągnięciem, jeśli chodzi o SMS-y do mamy. Wzięłam torebkę, zamknęłam drzwi i zjechałam windą na dół.
- Wojtek bardzo mnie prosi, żebym mogła chociaż raz pozwolić wam iść gdzieś beze mnie. Ale wiesz, że to nie jest ode mnie zależne - tłumaczyła się mama Wojtka, kiedy szłyśmy do taksówki.
- Wiem, nie mam o to do pani pretensji. Zawsze wszędzie chodziliśmy sami, ale teraz jest inna sytuacja.
- Cieszę się, że mnie rozumiesz. Wojtek jednak uważa, że powinnam bez zgody lekarza pozwolić wam iść gdzieś razem. Ale ja nie mogę. I on, i ty jesteście ze mną poza kliniką na moją odpowiedzialność. Postaram się wyprosić dla was tę zgodę. Chociaż raz... Nie ma już wiele czasu do twojego odlotu.
- No tak. Jeszcze tylko kilka dni i wracam...

Kiedy tylko weszłyśmy do Wojtka pokoju zaczął nalegać, żeby jego mama zdobyła dla nas zgodę na opuszczenie kliniki.
- Mamy 15 lat, GPS i znamy angielski.
- Ja bym wam pozwoliła, ale to nie ode mnie zależy.
- Mamo idź chociaż zapytać. A jak się nie zgodzą to i tak pozwolisz nam iść, okej?
- Co ja z tobą mam... - powiedziała mama Wojtka z rezygnacją i poszła szukać lekarza. Nie było jej może 10 minut.
- Zgodził się. Ale musicie wrócić przed kolacją.

- A wiesz, gdzie pójdziemy? - zapytał Wojtek, kiedy przekroczyliśmy bramę.
- Nie mam pojęcia - odpowiedziałam.
- Spodoba ci się.
- Tego jestem pewna.

Po raz kolejny znaleźliśmy się na Manhattanie.
- Park Centralny?
- Nie. Jedziemy w stronę Brooklynu.
Wojtek chwilę później kazał zatrzymać się taksówkarzowi.
- Byłaś kiedyś na Brooklynie? - zapytał zupełnie poważnie.
- Hmm... Nie przypominam sobie, ale... z całą pewnością podczas jednego z wielu moich pobytów w Nowym Jorku odwiedziłam tę dzielnicę...
- Hahaha. No chyba na mapach w Google!
- Zadając debilne pytanie powinieneś był spodziewać się równie debilnej odpowiedzi - wkurzyłam się na niego za to głupie pytanie o Brooklyn. Udawał bardzo zorientowanego w Nowym Jorku, tak jakby znał tutaj każdą ulicę, a mnie to irytowało.
- No przepraszam, kotku. Więc idziemy właśnie na Brooklyn. Ale to nie tę dzielnicę chcę ci pokazać, tylko coś innego. Widzisz ten most przed nami?
Wytężyłam wzrok i momentalnie przestałam się gniewać.
- Wojtek! Idziemy na Brooklyn Bridge?
- Yhy.
Pobiegłam przed siebie, zostawiając Wojtka z tyłu. Biegłam dobre 200 metrów. Stanęłam na moście, zaczerpnęłam głęboko powietrza i spojrzałam na zachodzące słońce, które odbijało swe promienie na oknach wieżowców i w lustrze wody. Zamknęłam oczy. Po chwili ktoś mnie objął w pasie i mocno przyciągnął do siebie. Nie otworzyłam oczu. Uśmiechnęłam się i jeszcze bardziej wtuliłam w osobę, która mnie przytulała. Niczego więcej w tej chwili nie było mi potrzeba. Mogłam się założyć, że byłam w niebie. Tutaj - w centrum światowego chaosu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz