wtorek, 18 czerwca 2013

Ogród Saski

Do domu wróciłam naprawdę zmęczona. Szybko wzięłam prysznic i nie jedząc kolacji położyłam się spać. Moje obecne poczucie szczęścia porównywalne było z tym z dzieciństwa, kiedy prosiłam rodziców czy mogę iść na "Wesołe Miasteczko" i ten wspaniały moment, gdy mama dawała pieniądze i mówiła: "Idź. Ale już dzisiaj ostatni raz." I tak w kółko. Zasnęłam z uśmiechem na ustach i z takim samym się obudziłam. Postanowiłam, wedle wczorajszej umowy, że napiszę, że już wstałam.
Czekałem na taką miłą wiadomość :) To o której się spotykamy? 15 obok H&M przy Marszałkowskiej?
Ok ;) będę obok wejścia do rotundy :)

Niedługo po 14-tej wyszłam z domu. Na autobus musiałam chwilę poczekać, ale miałam sporo czasu w rezerwie. O 14:48 byłam już obok stołecznej rotundy. Nie później niż za dwie minuty ktoś zasłonił mi oczy, tak jak poprzedniego dnia.
- Łukasz! - tym razem nie było to pytanie, lecz wręcz wykrzyknienie.
Oczywiście poprawnie odgadłam, Łukasz zabrał ręce z moich oczu i wręczył mi bukiet kwiatów. Chociaż bardziej trafne tutaj będzie zastosowanie frazy "bukiecik kwiatków". Były tak małe, a jednocześnie tak słodkie, że spodobałyby się każdemu. No, no, trzeba przyznać - dobrze trafił. Mogę nawet stwierdzić, że podobały mi się bardziej niż ten ogromny bukiet, który dostałam od niego wczoraj. Przynajmniej dzisiaj nie musiałam się martwić, że będzie bolała mnie ręka od dźwigania ich przez całe popołudnie.
- Jakie piękne! - okazałam swój zachwyt otrzymanym prezentem.
- Nie żartuj - skwitował mnie odwracając głowę. - Przyznam szczerze, że śpieszyłem się, a nie wypada przyjść z niczym w taki piękny letni dzień do tak pięknej dziewczyny.
- Sprawdzasz mnie, czy się zarumienię, tak?
- Nie! Wcale nie miałem takiego zamiaru. Zgodzisz się ze mną, że dzień jest piękny. A o tym, że ty jesteś piękna to na pewno wiesz. Kurde, szczęściarz z tego twojego chłopaka - Łukasz skończył swoją jakże mądrą przemowę uśmiechem skierowanym w moją stronę.
- Dobra, dobra, ja wiem swoje. A jeśli chodzi o kwiatki to są naprawdę wspaniałe.
- Miło, że ci się podobają.
- Masz jakiś plan dokąd idziemy, czy zdałeś się na mnie?
- Hm... Mam pewną propozycję, ale nie wiem, czy ci się spodoba.
- Zaryzykuj - powiedziałam z uśmiechem.
- Może... Przede wszystkim chciałbym abyśmy oddalili się od tego warszawskiego zgiełku i zamieszania. Co powiesz na to żebyśmy poszli do Ogrodu Saskiego? To całkiem niedaleko stąd.
- Wiem, zawsze uwielbiałam tam chodzić w dzieciństwie, kiedy zajmowała się mną babcia.
- Ja też uwielbiałem ten plac zabaw wewnątrz parku. Zawsze chodziłem tam z rodzicami w niedzielne popołudnia. Może nawet kiedyś się razem bawiliśmy.
- Bardzo możliwe. Ja uwielbiałam uciekać do tej ogromnej fontanny. Woda spadała z niej z takiej wysokości i z taką siłą, że trochę się jej bałam, ale podobało mi się to.
- Ja zawsze szybko zaprzyjaźniałem się z innymi chłopakami. Czasami zdarzało się spotkać kogoś kilka razy, ale w większości byli to epizodyczni koledzy. Bawiąc się udawaliśmy, że za zjeżdżalnią jest nasza baza, a ci którzy się z nami nie chcieli bawić byli naszymi zakładnikami.
- Ja najbardziej lubiłam kręcić się na karuzeli. Ale na niej zawsze było dużo osób i trzeba było czekać.
Wspominaliśmy wszystko co kojarzyło nam się z Ogrodem Saskim. Nie zauważyłam nawet kiedy się w nim znaleźliśmy. Najpierw poszliśmy popatrzeć na wspominany plac zabaw. Niewiele się na nim zmieniło. Później poszliśmy obok fontanny. Było tam słonecznie i upalnie, tak samo jak w dzieciństwie.
- Dawno tutaj nie byłam. Piękne miejsce - szepnęłam do Łukasza, przymykając oczy.
- Dzisiaj wszystko jest piękne - odpowiedział.
- Znowu zaczynasz? - powiedziałam otwierając nagle oczy.
- Tylko stwierdzam fakty. Nie wiem jak ty, ale ja nie mam dzisiejszemu dniu niczego do zarzucenia.
- Ja też nie. Jest idealnie.
Zamknęłam oczy, ale ciągle czułam na sobie spojrzenie Łukasza. Kiedy już nasyciliśmy się dźwiękiem spadającej wody i słońcem dostarczającym nam witaminy D postanowiliśmy coś zjeść.
- To może coś słodkiego w którejś z kawiarni na Krakowskim Przedmieściu albo na Nowym Świecie? - zaproponował Łukasz.
- Dobry pomysł. Na Nowym Świecie wszystko smakuje najlepiej... choćby nawet zwykła kawa - stwierdziłam.
- To prawda, ale pijąc kawę na Manhattanie też nie narzekałem - zaśmiał się.
- Masz rację, ale Nowy Jork to jednak miasto nie dla mnie. Za dużo ludzi, tłok i gwar na ulicach. Wolę Warszawę - wyraziłam swoje zdanie.
W kawiarni zamówiliśmy gofry z bitą śmietaną i owocami. Rozmawialiśmy jeszcze o tym od kiedy Łukasz mieszka na Wilanowie i jak wygląda jego osiedle. Ustalaliśmy właśnie, kiedy wybierzemy się do parku w Wilanowie, gdy zadzwonił mój telefon.
- Koleżanka - oznajmiłam patrząc na wyświetlacz telefonu.
- Odbierz - Łukasz uśmiechnął się porozumiewawczo.
- Hej - usłyszałam zaraz po naciśnięciu "zielonej słuchawki" zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć. - Czym ty jesteś taka zajęta, że się nie odzywasz?
- Sorry, jakoś tak wyszło.
- Spotkamy się dzisiaj? - zaproponowała Julka.
- Ee... Dzisiaj nie mam czasu - odparłam.
- A co robisz? - zapytała zaciekawiona Julka.
- Jestem z kolegą na spacerze... - nie mogłam skłamać, bo Łukasz mógłby się obrazić słysząc, że ukrywam to, że jestem z nim. - Może spotkamy się jutro? - zachęciłam, byle tylko szybko zmienić temat.
- Z jakim kolegą? Nic nie mówiłaś! - krzyknęła z wyrzutem Julka.
- Oj, nie było okazji. Pogadamy wieczorem jak będę na kompie, okej?
- Dobra, już nie przeszkadzam. Ale masz mi wszystko opowiedzieć!
- Możesz być pewna, że wszystko ci powiem. Pa - rozłączyłam się i położyłam telefon na stoliku.
- Jesteś bardzo rozchwytywana - zauważył niespodziewanie Łukasz. - Koleżanka chce się spotkać, a ja zajmuję ci czas.
Roześmiałam się.
- Koleżanka poczeka.
- Ja też bym poczekał - uśmiechnął się zaczepnie.
Po wyjściu z kawiarni udaliśmy się na przystanek. Czekając na autobus Łukasz zapewnił mnie, że mogę dzwonić, kiedy tylko będę miała ochotę się spotkać. Obiecałam, że spotkamy się już pojutrze, bo następny dzień miałam już w pełni zarezerwowany dla Julki.
- Do zobaczenia! - zawołał za mną, gdy wsiadałam do autobusu.
- Pa - odpowiedziałam. - Do zobaczenia - dodałam, kiedy drzwi już się zamknęły.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz