Do domu wróciłam naprawdę zmęczona. Szybko wzięłam prysznic i nie
jedząc kolacji położyłam się spać. Moje obecne poczucie szczęścia
porównywalne było z tym z dzieciństwa, kiedy prosiłam rodziców czy mogę
iść na "Wesołe Miasteczko" i ten wspaniały moment, gdy mama dawała
pieniądze i mówiła: "Idź. Ale już dzisiaj ostatni raz." I tak w kółko.
Zasnęłam z uśmiechem na ustach i z takim samym się obudziłam.
Postanowiłam, wedle wczorajszej umowy, że napiszę, że już wstałam.
Czekałem na taką miłą wiadomość :) To o której się spotykamy? 15 obok H&M przy Marszałkowskiej?
Ok ;) będę obok wejścia do rotundy :)
Niedługo
po 14-tej wyszłam z domu. Na autobus musiałam chwilę poczekać, ale
miałam sporo czasu w rezerwie. O 14:48 byłam już obok stołecznej
rotundy. Nie później niż za dwie minuty ktoś zasłonił mi oczy, tak jak
poprzedniego dnia.
- Łukasz! - tym razem nie było to pytanie, lecz wręcz wykrzyknienie.
Oczywiście poprawnie odgadłam, Łukasz zabrał ręce z moich oczu i
wręczył mi bukiet kwiatów. Chociaż bardziej trafne tutaj będzie
zastosowanie frazy "bukiecik kwiatków". Były tak małe, a jednocześnie
tak słodkie, że spodobałyby się każdemu. No, no, trzeba przyznać -
dobrze trafił. Mogę nawet stwierdzić, że podobały mi się bardziej niż
ten ogromny bukiet, który dostałam od niego wczoraj. Przynajmniej
dzisiaj nie musiałam się martwić, że będzie bolała mnie ręka od
dźwigania ich przez całe popołudnie.
- Jakie piękne! - okazałam swój zachwyt otrzymanym prezentem.
- Nie żartuj - skwitował mnie odwracając głowę. - Przyznam szczerze, że
śpieszyłem się, a nie wypada przyjść z niczym w taki piękny letni dzień
do tak pięknej dziewczyny.
- Sprawdzasz mnie, czy się zarumienię, tak?
- Nie! Wcale nie miałem takiego zamiaru. Zgodzisz się ze mną, że dzień
jest piękny. A o tym, że ty jesteś piękna to na pewno wiesz. Kurde,
szczęściarz z tego twojego chłopaka - Łukasz skończył swoją jakże mądrą
przemowę uśmiechem skierowanym w moją stronę.
- Dobra, dobra, ja wiem swoje. A jeśli chodzi o kwiatki to są naprawdę wspaniałe.
- Miło, że ci się podobają.
- Masz jakiś plan dokąd idziemy, czy zdałeś się na mnie?
- Hm... Mam pewną propozycję, ale nie wiem, czy ci się spodoba.
- Zaryzykuj - powiedziałam z uśmiechem.
- Może... Przede wszystkim chciałbym abyśmy oddalili się od tego
warszawskiego zgiełku i zamieszania. Co powiesz na to żebyśmy poszli do
Ogrodu Saskiego? To całkiem niedaleko stąd.
- Wiem, zawsze uwielbiałam tam chodzić w dzieciństwie, kiedy zajmowała się mną babcia.
- Ja też uwielbiałem ten plac zabaw wewnątrz parku. Zawsze chodziłem
tam z rodzicami w niedzielne popołudnia. Może nawet kiedyś się razem
bawiliśmy.
- Bardzo możliwe. Ja uwielbiałam uciekać do tej ogromnej
fontanny. Woda spadała z niej z takiej wysokości i z taką siłą, że
trochę się jej bałam, ale podobało mi się to.
- Ja zawsze szybko
zaprzyjaźniałem się z innymi chłopakami. Czasami zdarzało się spotkać
kogoś kilka razy, ale w większości byli to epizodyczni koledzy. Bawiąc
się udawaliśmy, że za zjeżdżalnią jest nasza baza, a ci którzy się z
nami nie chcieli bawić byli naszymi zakładnikami.
- Ja najbardziej lubiłam kręcić się na karuzeli. Ale na niej zawsze było dużo osób i trzeba było czekać.
Wspominaliśmy wszystko co kojarzyło nam się z Ogrodem Saskim. Nie
zauważyłam nawet kiedy się w nim znaleźliśmy. Najpierw poszliśmy
popatrzeć na wspominany plac zabaw. Niewiele się na nim zmieniło.
Później poszliśmy obok fontanny. Było tam słonecznie i upalnie, tak samo
jak w dzieciństwie.
- Dawno tutaj nie byłam. Piękne miejsce - szepnęłam do Łukasza, przymykając oczy.
- Dzisiaj wszystko jest piękne - odpowiedział.
- Znowu zaczynasz? - powiedziałam otwierając nagle oczy.
- Tylko stwierdzam fakty. Nie wiem jak ty, ale ja nie mam dzisiejszemu dniu niczego do zarzucenia.
- Ja też nie. Jest idealnie.
Zamknęłam oczy, ale ciągle czułam na sobie spojrzenie Łukasza. Kiedy
już nasyciliśmy się dźwiękiem spadającej wody i słońcem dostarczającym
nam witaminy D postanowiliśmy coś zjeść.
- To może coś słodkiego w którejś z kawiarni na Krakowskim Przedmieściu albo na Nowym Świecie? - zaproponował Łukasz.
- Dobry pomysł. Na Nowym Świecie wszystko smakuje najlepiej... choćby nawet zwykła kawa - stwierdziłam.
- To prawda, ale pijąc kawę na Manhattanie też nie narzekałem - zaśmiał się.
- Masz rację, ale Nowy Jork to jednak miasto nie dla mnie. Za dużo
ludzi, tłok i gwar na ulicach. Wolę Warszawę - wyraziłam swoje zdanie.
W kawiarni zamówiliśmy gofry z bitą śmietaną i owocami. Rozmawialiśmy
jeszcze o tym od kiedy Łukasz mieszka na Wilanowie i jak wygląda jego
osiedle. Ustalaliśmy właśnie, kiedy wybierzemy się do parku w Wilanowie,
gdy zadzwonił mój telefon.
- Koleżanka - oznajmiłam patrząc na wyświetlacz telefonu.
- Odbierz - Łukasz uśmiechnął się porozumiewawczo.
- Hej - usłyszałam zaraz po naciśnięciu "zielonej słuchawki" zanim
zdążyłam cokolwiek powiedzieć. - Czym ty jesteś taka zajęta, że się nie
odzywasz?
- Sorry, jakoś tak wyszło.
- Spotkamy się dzisiaj? - zaproponowała Julka.
- Ee... Dzisiaj nie mam czasu - odparłam.
- A co robisz? - zapytała zaciekawiona Julka.
- Jestem z kolegą na spacerze... - nie mogłam skłamać, bo Łukasz mógłby
się obrazić słysząc, że ukrywam to, że jestem z nim. - Może spotkamy
się jutro? - zachęciłam, byle tylko szybko zmienić temat.
- Z jakim kolegą? Nic nie mówiłaś! - krzyknęła z wyrzutem Julka.
- Oj, nie było okazji. Pogadamy wieczorem jak będę na kompie, okej?
- Dobra, już nie przeszkadzam. Ale masz mi wszystko opowiedzieć!
- Możesz być pewna, że wszystko ci powiem. Pa - rozłączyłam się i położyłam telefon na stoliku.
- Jesteś bardzo rozchwytywana - zauważył niespodziewanie Łukasz. - Koleżanka chce się spotkać, a ja zajmuję ci czas.
Roześmiałam się.
- Koleżanka poczeka.
- Ja też bym poczekał - uśmiechnął się zaczepnie.
Po wyjściu z kawiarni udaliśmy się na przystanek. Czekając na autobus
Łukasz zapewnił mnie, że mogę dzwonić, kiedy tylko będę miała ochotę się
spotkać. Obiecałam, że spotkamy się już pojutrze, bo następny dzień
miałam już w pełni zarezerwowany dla Julki.
- Do zobaczenia! - zawołał za mną, gdy wsiadałam do autobusu.
- Pa - odpowiedziałam. - Do zobaczenia - dodałam, kiedy drzwi już się zamknęły.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz