czwartek, 6 czerwca 2013

Podróż

Kiedy wsiadłam do samolotu od razu wyjęłam książkę, którą przygotowując się do wyjazdu kupiłam w empiku. Historia pięknej i romantycznej miłości. Wręcz idealnej. Takiej, która nie istnieje w realnym świecie.  Przeczytałam kilka stron zanim jeszcze wystartowaliśmy. Nie chciałam myśleć o tym, dlaczego mój los potoczył się tak, że siedzę teraz w samolocie, który zaraz wystartuje do Nowego Jorku. Nie chciałam przeżywać tego jeszcze raz od początku. Cieszyłam się, że parę godzin lotu i będę na miejscu. Ale moja radość nie była spowodowana tym, że ot po prostu lecę sobie do miasta, o którym marzy każda dziewczyna w moim wieku. Mapa Stanów Zjednoczonych wisiała już od kilku lat w moim pokoju. Nieraz leciałam lub płynęłam do USA "palcem po mapie", a tu proszę - lecę tam naprawdę. Nie cieszyłam się z tego, że za chwilę spełnią się moje marzenia. Chciałam przed tym uciec, ale wiedziałam, że osoba, do której lecę bardzo mnie potrzebuje.

I na nowo wszystko stanęło mi przed oczami.

Ja i Wojtek byliśmy zawsze dobraną i zgodną parą. Do czasu gdy poznałam jego tajemnicę. Wtedy zaczęły się kłótnie, mieliśmy dla siebie mniej czasu, unikaliśmy się. Potrzebowałam odpisać zadanie z chemii. Wiedziałam, że Wojtek ma wszystko w zeszycie starannie napisane. Wojtek był wtedy gdzieś z kolegami. Otworzyłam jego plecak i wyjęłam zeszyt; zawsze odpisywaliśmy od siebie zadania bez pytania. Zza okładki wyleciało opakowanie z białym proszkiem. Byłam przerażona. Zabrałam to szybko do kieszeni i pobiegłam szukać Wojtka.
- Wojtek! Wojtek! Musimy porozmawiać! - krzyczałam przez całą szkołę.
 
- Co jest? Musisz tak krzyczeć? - Wojtek nigdy nie lubił, gdy próbowałam nim rządzić przy kolegach. 
- Musimy porozmawiać. Natychmiast - pociągnęłam go za rękaw i zaprowadziłam w taką część szkoły, gdzie było najmniej ludzi.
- Co to jest? - wyjęłam zdobycz, którą miałam w kieszeni. 
- Skąd to masz?! 
- Wojtek, ktoś chce cię w coś wrobić! Znalazłam to w twoim plecaku. Musisz się jak najprędzej tego pozbyć! 
- Nie panikuj. I oddaj mi to. Nikt mnie nie wkręca. 
- Co? Całkiem ci się już w głowie poprzestawiało?! Wojtek nie możesz pozwolić na to, żeby ktoś ci to znowu podrzucił. 
- Nikt mi tego nie podrzucił, zrozum. 
- Wojtek, przecież to jest karalne! Musisz to wyrzucić! 
- To moje. 
- Co? Jak to twoje? 
- Zapomnij o tym - pocałował mnie w czoło i chciał już iść. 
- Poczekaj! Stój! Wojtek! Czekaj... 
Uciekł. Nie chciał ze mną rozmawiać. Przez kolejne trzy lekcje nawet nie odwróciłam się, by spojrzeć na ławkę za mną. Julia wyczuła że coś jest nie tak. 
- Co jest? Pokłóciłaś się z Wojtkiem? 
- Co... Nie, nie... - Zawsze Wojtek gada jak najęty a dzisiaj ani razu nic do nas nie powiedział. Na pewno wszystko okej? 
- Tak. W porządku. Julia to moja najlepsza koleżanka. Znamy się od podstawówki i siedzimy razem od 5-tej klasy. Nie zmieniło się to, gdy ja i Wojtek zostaliśmy parą. On siedzi z Kacprem, a ja z Julką.
Po lekcjach Wojtek chciał szybko wyjść ze szkoły. 
- Ej! Chcesz tak wyjść bez słowa? 
- Mam dzisiaj po południu trening - odpowiedział. 
- Wiem, dziś środa. Mimo to zawsze szliśmy do domu razem. 
- Przed treningiem mam jeszcze z Kacprem gdzieś iść. 
- Aha, z Kacprem. 
- Nom. Więc pa. 
- Chyba jesteś mi winien jakieś wyjaśnienia? Jeśli w ogóle to można jakoś wyjaśnić. 
- Ola - Wojtek zatrzymał się i popatrzył na mnie - nie przejmuj się tym. Nic mi nie będzie. Uśmiechnij się. Nie chcę, żebyś była przeze mnie smutna. 
- Smutna? Ty nie rozumiesz konsekwencji tego co robisz! Wojtek proszę, obiecaj mi, że więcej nie będziesz... 
- Nic mi nie będzie. Muszę lecieć, pa. 
No i zostawił mnie. Tak się o niego martwiłam. Nie mogłam znieść myśli, że może mu się coś stać. Wtedy obwiniałabym o wszystko siebie.
Czas mijał. Na pozór nic się nie działo, poza tym, że Wojtek miał coraz mniej dla nas czasu.
Przyszła wiosna. Dzień był coraz dłuższy. Pogoda sprzyjała do spacerów. Któregoś słonecznego popołudnia udało mi się namówić Wojtka na spacer. Poszliśmy w nasze ulubione miejsca, pochodziliśmy nad Wisłą. Było jak dawniej. 
- Ola, chcę ci coś powiedzieć. Jesteś dla mnie najważniejsza i najbliższa. Jesteś dla mnie wszystkim i tylko w tobie mam wsparcie. 
- Ty też jesteś dla mnie wszystkim czego potrzebuję. Kocham cię.
Następnego dnia Wojtek nie przyszedł do szkoły. Kacpra też nie było. Dzwoniłam do Wojtka ale nie odbierał. Martwiłam się o niego. Na czwartej lekcji zadzwonił do mnie Kacper. Od razu pomyślałam, że ma jakieś wiadomości o Wojtku. Ale tego, co za chwilę usłyszałam nigdy bym się nie spodziewała. 
- Olka, ej słuchaj. Wojtek jest w szpitalu. Nie wiem co się stało, ale chyba powinnaś wiedzieć. To tyle. 
- W jakim szpitalu?!
- Nie wiem. Naprawdę nic nie wiem. Więcej wiedzą na pewno jego rodzice.
 
Nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Przeczuwałam, co mogło się stać. Zadzwoniłam do Wojtka mamy i dowiedziałam się w jakim szpitalu jest Wojtek. Na szczęście nie był on daleko od naszej szkoły.  Za 20 minut byłam na miejscu. Zobaczyłam mamę Wojtka. Była cała zapłakana. 
- Co się stało? 
- Dziecko, przyjechałaś. Nie powinnaś tutaj być. Wracaj do szkoły. 
- Ale co się stało? - wybuchłam płaczem. Tak bardzo bałam się o Wojtka. 
- Wojtek... nie, nie wiem. Nic z tego nie rozumiem. Ale ty nie powinnaś się w to mieszać. Idź na lekcje. 
- Zostanę. Nigdzie nie idę. 
Usiadłam na krześle obok Wojtka mamy. Po około 15 minutach przyszedł lekarz. Powiedział, że za dobę będzie można stwierdzić co dalej i że Wojtek nie obudzi się prędko. Dla mnie "doba" zabrzmiało jak "wieczność". Cała wieczność czekania na wiadomość. Zdziwiłam się, kiedy po 3 godzinach przyjechała moja mama. 
- Agnieszka, dobrze, że jesteś. Zabierz stąd Olę. 
Aha, czyli to mama Wojtka zadzwoniła po moją mamę. 
- Nie, nigdzie nie pójdę. Chcę być przy Wojtku. 
- Ola, chodź, tutaj i tak nic nie pomożesz. Musisz coś zjeść i odpocząć. Siedzisz tu już od południa, przy Wojtku zostanie jego mama. 
- Zaraz ma przyjechać mój mąż i tutaj ze mną być. Nie martw się Olu. Wojtkowi się krzywda nie stanie. Teraz już na pewno... 
Zaakcentowała wyraz "teraz". Miałam wyrzuty sumienia. Mogłam zapobiec temu wszystkiemu. Zrezygnowana wzięłam plecak z podłogi i poszłam w stronę drzwi. Moja mama rozmawiała jeszcze chwilę z mamą Wojtka. Znają się prywatnie, więc nie powinno było mnie zdziwić, że Wojtka mama zadzwoni po moją. W samochodzie mama zapytała mnie delikatnie, czy wcześniej o tym wiedziałam. Udałam, że nie słyszę. Więc mama już o wszystkim wiedziała. Teraz pewnie mnie będą obwiniać. Że jak taka mądra dziewczyna jak ja nie powstrzymała Wojtka. Ale co ja mogłam zrobić? Próbowałam i nic. Wczoraj wszystko było w porządku...
Wojtek wybudził się po trzech dniach. Zadzwoniła do mnie jego mama, kiedy byłam w szkole. Natychmiast pojechałam do szpitala. Gdy Wojtek mnie zobaczył był bardzo zawstydzony i zły na samego siebie.
- Ola... Przepraszam.
 
- Ciii... Najważniejsze, że już wszystko w porządku. 
- Ola... Muszę ci coś powiedzieć... Nie wszystko jest w porządku. Moim rodzicom zaproponowano, że najlepiej będzie jeśli wyjadę. 
- To bardzo dobry pomysł. Może na Mazury? Tam gdzie zawsze jeździsz na wakacje. Powinieneś odpocząć, a twoi rodzice razem z tobą. 
- Ale Olu, nie o takim wyjeździe mówię. 
- Więc o jakim? 
- Chcą mnie wysłać do... Nowego Jorku. 
- Wojtek, żartujesz sobie? 
- Nie, mówię poważnie. 
Nie wiedziałam co powiedzieć. Do Nowego Jorku?! Samego? Ale jak to? Wojtek odczytał te pytania z moich myśli i udzielił mi na nie odpowiedzi. 
- Tam jest dobra klinika na leczenie takich osób jak ja. 
- Wojtek... - rozpłakałam się i mocno go przytuliłam. 
- Będziesz na mnie czekać, prawda? 
- Oczywiście, że będę! Wojtek, kocham cię! 
- Przepraszam, że byłem taki głupi. 
Na salę wszedł lekarz. Wyszłam na korytarz. Znów się rozpłakałam. Przyszła mama Wojtka. 
- Wszystko będzie dobrze. Będę tam z Wojtkiem. 
Ucieszyłam się, że Wojtek nie będzie sam. 
- To dobrze. Przyjdę po południu - odpowiedziałam krótko i poszłam.
Dwa dni później Wojtek został wypisany do domu. Za trzy kolejne dni miał samolot do USA. Siedziałam u niego w pokoju i patrzyłam jak pakuje walizki. Kiedy skończył wziął mnie na kolana i zaczął mi opowiadać, że jak do niego przylecę to pójdziemy na duże zakupy w sercu Nowego Jorku, a później do parku na Manhattanie.

- Przepraszam, twoja książka - siedzący obok mnie chłopak o oczach niczym anioła trzymał w ręce książkę, którą zaczęłam czytać przed startem samolotu.
- A. Tak. Zamyśliłam się - wzięłam książkę i zawstydzona odwróciłam głowę.
- Na całe pół godziny - chłopak nieziemsko się uśmiechnął.
- O naprawdę aż tak długo? Straciłam poczucie czasu - odpowiedziałam na jego uśmiech.
- Lecisz na wakacje do Nowego Jorku, o tym marzy każda dziewczyna!
- Ja też kiedyś o tym marzyłam. Ale nie lecę na typowe wakacje.
- Łukasz jestem - podał mi rękę i znów się uśmiechnął.
- Ola.
- A więc nie lubisz czytać książek? - nie umiał chyba panować nad swoim łobuzerskim uśmiechem.
- Kupiłam ją przypadkowo, żeby mieć czym się zająć w samolocie. A tak się złożyło, że zaczęłam rozmyślać nad tym dlaczego lecę do Stanów i tak dalej... I całkiem o niej zapomniałam.
- A ja się cieszę, że lecę do Nowego Jorku. Wielki świat to coś dla mnie. Jestem stworzony by tam mieszkać - uśmiechnął się dumnie i łobuzersko jednocześnie. - Żartuję. Lecę do mojej sławnej mamy. A ty?
- Ja lecę do mojego chłopaka.
- Aaa... Międzynarodowa miłość. Pozazdrościć.
- Mój chłopak jest Polakiem. Od miesiąca jest w Nowym Jorku.
- I zaprosił ciebie? Niezły gość.
- Więc... masz sławną mamę? - chciałam zmienić temat.
- Hahaha. Śmieszne. Taaak, bardzo. Jest modelką.
- Wow. Twoja mama jest nowojorską modelką?! Zazdroszczę!
- Nie ma czego. Mieszka tam już prawie trzy lata, a ja mieszkam z ojcem. Ot taka typowa rodzina. Matka robi karierę w wielkim świecie, a syn z ojcem skromnie mieszkają w Warszawie. - Zrobiło mi się szkoda Łukasza. Widać było, że ma żal do swojej mamy. - Powiedz coś więcej o swoim chłopaku.
- To taka długa historia...
- Mamy przed sobą jeszcze przynajmniej 5 godzin lotu.
Poczułam nagle wielkie zaufanie do Łukasza. Mimo, że znałam go od kilku chwil opowiedziałam mu wszystko to, o czym wcześniej myślałam. Mówiłam mu o swoich uczuciach w poszczególnych sytuacjach, o tym co wtedy robiłam, jak sobie z tym radziłam, jak się czułam.
- Musisz go naprawdę mocno kochać.
Uśmiechnęłam się.
- Opowiedz coś o swojej mamie. To musi być super sprawa mieć mamę amerykańską modelkę.
- Mama od zawsze o tym marzyła. Chciała zrobić wielką karierę modelki. Zakochała się w moim tacie i wzięła z nim ślub. Była młoda i piękna, świat stał przed nią otworem. Mogła zrobić międzynarodową karierę. Za kilka dni miała podpisać trzyletni kontrakt z Chanel. Miała wyjechać do Paryża. Tatę chciała zabrać ze sobą, mimo że studiował wtedy na Politechnice Warszawskiej. Wszystko było pięknie, ale dowiedziała się, że urodzę się ja. Załamała się. Powiedziała o wszystkim tacie, o swoich planach, o kontrakcie, o wyjeździe, o ich wspólnej przyszłości. Tato się ucieszył. Miał wiele powodów do radości. Po pierwsze nie chciał wyjeżdżać z Polski. Po drugie był na trzecim roku wymarzonych studiów. Po trzecie cieszył się po prostu ze mnie. Mama zrezygnowała z kontraktu. Urodził się słodki Łukaszek. Mama zaczęła studia, bo stwierdziła, że jej marzenia już nigdy się nie spełnią. Kiedy miałem 11 lat przy pomocy znanego fotografa zrobiła nowe portfolio. Poszła na casting i wygrała. Później jeden pokaz, drugi, piąty, dziesiąty. Zaczęto się nią interesować i o niej pisać. Zachwycano się jej urodą i figurą. Często wspominano też o wieku. Wszyscy przekonywali ją, że nie może tego zaprzepaścić i po raz kolejny zmarnować szansy. Mama dała się przekonać. Podpisała dwuletni kontrakt z Dolce & Gabbana. Wyjechała do Nowego Jorku i zaczęło się jej 5 minut. Występowała na najbardziej prestiżowych pokazach mody opisywanych w prasie całego świata. Nie zapominała także o nas. Chciała nawet abyśmy przeprowadzili się do niej. Pomysł ten odrzuciliśmy, ponieważ myśleliśmy, że gdy kontrakt się skończy mama wróci do domu. Dolce & Gabbana przedłużyło kontrakt o kolejne dwa lata. I tak odwiedzam mamę 2 razy w roku. Wcześniej latałem z tatą. Teraz już trzeci raz lecę sam. W Domu Mody wszyscy wiedzą czyim jestem synem. Czuję się tam jak gwiazda - Łukasz zaśmiał się i zakończył swoje opowiadanie.
- Ja też kiedyś chciałam być modelką. Ale mi przeszło.
- Masz predyspozycje. Jesteś wysoka i ładna. Zrobię ci zdjęcie i zapytam mamę czy znajdzie coś dla ciebie.
- Żartowałam!
- A ja nie - wyjął aparat i zrobił mi zdjęcie.
- Okej, ja też zrobię ci zdjęcie.
- Dzięki, ale nie chcę być modelem.
- Hahaha na pewno? Byłbyś świetnym modelem jesteś wysoki i...
- I przystojny. Wiem, że to chciałaś powiedzieć.


Nie zauważyłam kiedy minęło tyle czasu. Wylądowaliśmy w Nowym Jorku. Wymieniliśmy się numerami telefonów. Łukasz powiedział, że będzie z niego korzystał dopiero po powrocie do Polski. Czyli 20 sierpnia. Musiałam czekać tak długo na kontakt z nim... Rozstaliśmy się na lotnisku.
- Do zobaczenia w Polsce - powiedział i przytulił mnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz