środa, 12 czerwca 2013

Bye, bye

Rano, tak samo jak codziennie, powitało mnie słońce. Z uśmiechem usiadłam na łóżku i zobaczyłam walizki, które stały już przy drzwiach. Uśmiech szybko zniknął. Przypomniałam sobie w jakim byłam nastroju pakując się wczoraj. Nie chciałam wyjeżdżać. Wojtek też nie chciał, abym wyjeżdżała. Siedząc na łóżku pomyślałam - nie wstaję, niech się dzieje co chce. Myślałam, że zasnę, ale nie mogłam. O 9 przyszła Wojtka mama. Powoli wyszłam z łóżka i otworzyłam jej drzwi.
- Gotowa? - zapytała wesoło, ale gdy zobaczyła mnie w pełnej okazałości sama odpowiedziała sobie na to pytanie. - Ola, co jest? Dobrze się czujesz? Tak blado wyglądasz.
- Chcę zostać! - rozpłakałam się.
- Niedługo wrócimy do Warszawy. I będzie jak kiedyś. Musisz lecieć i czekać na Wojtka. On wie, że ty w niego wierzysz i dzięki tobie jest silny. Uśmiechnij się. Będzie dobrze. Ubieraj się i schodź na dół.
Usiadłam jeszcze na chwilę na łóżku i popatrzyłam w okno. Polubiłam ten widok. Może nawet pokochałam. Pomyślałam, że następnego ranka obudzę się już w swoim pokoju. Co prawda nie miałam z niego takiego widoku jak ten tutaj, ale zatęskniłam za moim łóżkiem, bo to, na którym spałam przez ostatni czas nie było zbyt wygodne. Próbowałam się cieszyć, że wracam do domu. Ubrałam się, wzięłam walizki, stojąc w drzwiach popatrzyłam jeszcze raz na pokój. Zamknęłam drzwi i zeszłam na dół.
- Wszystko masz? - zapytała Wojtka mama.
- Tak. Wszystko spakowałam.
- To jedziemy do Wojtka.

Wojtek czekał na nas na korytarzu. Gdy nas zobaczył wyszedł nam naprzeciw, podszedłszy do mnie chwycił mnie za rękę. Poszliśmy wszyscy do jego pokoju. Nie miałam wiele czasu.
- Porozmawiajcie jeszcze chwilę. Zaraz wrócę - oznajmiła Wojtka mama widząc nasze smutne oczy i wyszła.
- Będziesz na mnie czekać, prawda?
- Oczywiście, że będę. Przecież wiesz.
- Jesteś niezwykła. Najlepsze co mogło mnie spotkać to to, że cię  poznałem. Kocham cię.
- Ja ciebie też - przytuliłam się do niego i chciałam, żeby tak zostało już na zawsze. Jednak niestety szybko wróciła Wojtka mama i przypomniała, że musimy już jechać. Kiedy wstawałam, Wojtek chwycił mnie za rękę. Odwróciłam się do niego jeszcze raz i popatrzyłam mu w oczy. Niemal płakał. Wiedziałam, że jeśli jeszcze przez chwilę będę patrzeć w jego oczy to się rozpłaczę. Nie chciałam płakać. Nie mogłam. Puściłam jego rękę i udałam się w kierunku drzwi. Oglądnęłam się jeszcze raz na niego i wyszłam. Szybko przeszłam przez korytarz. Dogoniła mnie Wojtka mama. Po policzkach popłynęły mi łzy. Zjechałyśmy windą na dół. Wytarłam oczy i policzki chusteczką. Odbierając swoje walizki już nie płakałam. Na lotnisko jechałyśmy dosyć szybko. O tej porze ulice nie były zapełnione. Patrzyłam na bransoletkę, którą dostałam od Wojtka kilka lat temu i zawsze nosiłam na prawym nadgarstku. Zaczęłam się zastanawiać dlaczego w ogóle płakałam? Czy żal mi było Wojtka, że zostaje? Czy żal mi było siebie, że wracam bez niego? A może po prostu żal mi było, że stąd wyjeżdżam? Coś się we mnie zmieniło, nie wiedziałam tylko co. Czułam, że to nie Wojtek był powodem mojego płaczu. Nagle taksówka zatrzymała się. Byłyśmy na miejscu. Udałyśmy się do terminalu. Poszłam na odprawę i po pewnym czasie zajęłam miejsce w samolocie. Kiedy wystartowaliśmy nie myślałam już o tym, o czym w taksówce. Teraz nadawałam na zupełnie innych falach niż lecąc do USA.

Myślałam tylko o Łukaszu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz