Rano, tak samo jak codziennie, powitało mnie słońce. Z uśmiechem
usiadłam na łóżku i zobaczyłam walizki, które stały już przy drzwiach.
Uśmiech szybko zniknął. Przypomniałam sobie w jakim byłam nastroju
pakując się wczoraj. Nie chciałam wyjeżdżać. Wojtek też nie chciał, abym
wyjeżdżała. Siedząc na łóżku pomyślałam - nie wstaję, niech się dzieje
co chce. Myślałam, że zasnę, ale nie mogłam. O 9 przyszła Wojtka mama.
Powoli wyszłam z łóżka i otworzyłam jej drzwi.
- Gotowa? - zapytała
wesoło, ale gdy zobaczyła mnie w pełnej okazałości sama odpowiedziała
sobie na to pytanie. - Ola, co jest? Dobrze się czujesz? Tak blado
wyglądasz.
- Chcę zostać! - rozpłakałam się.
- Niedługo wrócimy
do Warszawy. I będzie jak kiedyś. Musisz lecieć i czekać na Wojtka. On
wie, że ty w niego wierzysz i dzięki tobie jest silny. Uśmiechnij się.
Będzie dobrze. Ubieraj się i schodź na dół.
Usiadłam jeszcze na
chwilę na łóżku i popatrzyłam w okno. Polubiłam ten widok. Może nawet
pokochałam. Pomyślałam, że następnego ranka obudzę się już w swoim
pokoju. Co prawda nie miałam z niego takiego widoku jak ten tutaj, ale
zatęskniłam za moim łóżkiem, bo to, na którym spałam przez ostatni czas
nie było zbyt wygodne. Próbowałam się cieszyć, że wracam do domu.
Ubrałam się, wzięłam walizki, stojąc w drzwiach popatrzyłam jeszcze raz
na pokój. Zamknęłam drzwi i zeszłam na dół.
- Wszystko masz? - zapytała Wojtka mama.
- Tak. Wszystko spakowałam.
- To jedziemy do Wojtka.
Wojtek
czekał na nas na korytarzu. Gdy nas zobaczył wyszedł nam naprzeciw,
podszedłszy do mnie chwycił mnie za rękę. Poszliśmy wszyscy do jego
pokoju. Nie miałam wiele czasu.
- Porozmawiajcie jeszcze chwilę. Zaraz wrócę - oznajmiła Wojtka mama widząc nasze smutne oczy i wyszła.
- Będziesz na mnie czekać, prawda?
- Oczywiście, że będę. Przecież wiesz.
- Jesteś niezwykła. Najlepsze co mogło mnie spotkać to to, że cię poznałem. Kocham cię.
- Ja ciebie też - przytuliłam się do niego i chciałam, żeby tak zostało
już na zawsze. Jednak niestety szybko wróciła Wojtka mama i
przypomniała, że musimy już jechać. Kiedy wstawałam, Wojtek chwycił mnie
za rękę. Odwróciłam się do niego jeszcze raz i popatrzyłam mu w oczy.
Niemal płakał. Wiedziałam, że jeśli jeszcze przez chwilę będę patrzeć w
jego oczy to się rozpłaczę. Nie chciałam płakać. Nie mogłam. Puściłam
jego rękę i udałam się w kierunku drzwi. Oglądnęłam się jeszcze raz na
niego i wyszłam. Szybko przeszłam przez korytarz. Dogoniła mnie Wojtka
mama. Po policzkach popłynęły mi łzy. Zjechałyśmy windą na dół. Wytarłam
oczy i policzki chusteczką. Odbierając swoje walizki już nie płakałam.
Na lotnisko jechałyśmy dosyć szybko. O tej porze ulice nie były
zapełnione. Patrzyłam na bransoletkę, którą dostałam od Wojtka kilka lat
temu i zawsze nosiłam na prawym nadgarstku. Zaczęłam się zastanawiać
dlaczego w ogóle płakałam? Czy żal mi było Wojtka, że zostaje? Czy żal
mi było siebie, że wracam bez niego? A może po prostu żal mi było, że
stąd wyjeżdżam? Coś się we mnie zmieniło, nie wiedziałam tylko co.
Czułam, że to nie Wojtek był powodem mojego płaczu. Nagle taksówka
zatrzymała się. Byłyśmy na miejscu. Udałyśmy się do terminalu. Poszłam
na odprawę i po pewnym czasie zajęłam miejsce w samolocie. Kiedy
wystartowaliśmy nie myślałam już o tym, o czym w taksówce. Teraz
nadawałam na zupełnie innych falach niż lecąc do USA.
Myślałam tylko o Łukaszu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz