Piękny dzień wymagał cudownego zakończenia. I takie właśnie było.
Łukasz odprowadził mnie i rozstaliśmy w oczekiwaniu na mecz Barcelony z
Porto o Superpuchar Europy. Przygotowałam sobie w dużym pokoju strefę
kibica, czyli przyniosłam słodycze i napoje, bo wiedziałam, że nie będę
mieć czasu, by opuścić pokój. Przed samym rozpoczęciem spotkania Łukasz
napisał do mnie SMS-a, w którym życzył mi miłego oglądania i wygranej
Dumy Katalonii.
Tak też było. Po 39 minutach Barcelona prowadziła
1:0 po golu niesamowitego Messiego, a wynik ustanowił w 88 minucie
Fàbregas. Po takim dniu długo nie mogłam zasnąć, ale mogłoby tak być
codziennie!
Na ostatni weekend wakacji wybrałam się z rodzicami
do dziadków, którzy mieszkają w Bydgoszczy. W poniedziałek wróciliśmy do
domu, a po południu spotkałam się z Łukaszem. Wybraliśmy się do ZOO.
Rozmawialiśmy głównie na temat piątkowego meczu. Było bardzo miło.
Łukasz prosił, abym teraz ja opowiedziała mu coś o sobie. Obiecałam, że
wszystkiego dowie się następnego dnia.
We wtorek zabrałam go w
miejsce, w którym spędzam dużo czasu. Podobnie jak ja na Agrykoli, nie
ogarnął od razu, o co chodzi. Kiedy weszliśmy na salę gimnastyczną
CWKS-u Legia Warszawa miał zaskoczoną minę.
- Tutaj trenuję - oświadczyłam. - Mówiłam, że lubię Legię.
- Ale... nie grasz w nogę, prawda? - zapytał powoli Łukasz.
- Nie, nie - zaprzeczyłam i zaczęłam się śmiać widząc jego reakcję.
- Coś związanego z gimnastyką? - zapytał niepewnie.
- Tak, zgadłeś - odpowiedziałam. - A dokładnie to gimnastyka artystyczna.
- Od dawna? - zadał pytanie.
- Sześć lat - udzieliłam odpowiedzi.
- Fajnie. Lubię oglądać gimnastykę artystyczną na Olimpiadzie - uśmiechnął się.
- Bo gimnastyka artystyczna jest tylko na Olimpiadzie. Niedoceniony sport, o którym nie mówi się na co dzień.
- Najważniejsze jest to, czy ty czujesz się spełniona. Mecze piłki
nożnej można oglądać codziennie. Od piątku do poniedziałku ligowe, a w
pozostałe dni Ligę Mistrzów i Ligę Europejską lub inne puchary. Ważne,
żebyś robiła to, co lubisz, a nie to co jest popularne - przerwał. -
Zaprezentuj mi czego się nauczyłaś - uśmiechnął się zaczepnie.
- Nie, nie, nie - ty nie zaprezentowałeś mi, jak gra się w piłkę - odpowiedziałam wymijająco.
- Bo nie chciałaś! - krzyknął Łukasz.
- Ja nie chciałam?! - zapytałam z wyrzutem.
- Nie chciałaś! - potwierdził.
- Nic nie mówiłam!
- No właśnie! Czyli nie chciałaś.
- Mogłeś się domyślić - skończyły mi się argumenty.
- Biegnij po jakiś rekwizyt i tańcz, już! - rozkazał mi.
- To nie jest tańczenie, nic się na tym nie znasz! - zarzuciłam mu.
- Ja się nie znam? Ja się nie znam? - powtórzył. - Proszę bardzo,
powiedz mi, co to jest spalony? Oczekuję zrozumiałego wytłumaczenia -
powiedział dumnie wstając z ławki.
- Myślisz, że jestem idiotką i nie wiem na czym polega spalony?
- Nie twierdzę tak. Po prostu dziewczyny mają z tym problem.
- Nie zauważyłeś jeszcze, że jestem inna niż przeciętne dziewczyny? - zapytałam oburzona.
- Zauważyłem, dlatego wyjaśnij mi na czym polega spalony.
- A proszę bardzo! - wstałam triumfalnie i weszłam na matę, na której
ćwiczę gimnastykę. - Załóżmy, że to jest bramka - wskazałam na półkę, na
której leżały rekwizyty. - A przed bramką stoi bramkarz drużyny A. Ja
jestem obrońcą drużyny B. Nie, nie, czekaj. Inaczej. Chodź tu -
wyciągnęłam rękę w stronę Łukasza. Ani nie drgnął. - No chodź tu,
debilu! - krzyknęłam.
- Co?! Jak ty powiedziałaś? - doskoczył do
mnie i popatrzył na mnie ze swoich 180+ centymetrów wzrostu. - Obraża
mnie ktoś, kto nie umie wytłumaczyć, co to jest spalony!
- Umiem! -
pociągnęłam go za ubranie i ustawiłam w miejscu, w którym wcześniej
stałam. - Ty jesteś obrońcą drużyny A. Ja jestem napastnikiem drużyny B.
Albo niekoniecznie napastnikiem. Poczekaj, trzeba jeszcze kogoś -
poszłam po piłkę, która leżała na półce. - To też jest zawodnik drużyny B
- położyłam piłkę pomiędzy Łukaszem, a bramkarzem, którego nie było,
ale mieliśmy sobie wyobrazić, że jest przed półką, czyli umownie bramką.
Sama stanęłam najdalej od "bramki". - Teraz kiedy ja podaję piłkę do...
tamtej piłki, czyli innego zawodnika drużyny B, to jest spalony.
- Pięknie! - Łukasz podszedł do mnie i zaczął mi bić brawo.
- Dziękuję bardzo - powiedziałam z ironią.
- Najlepsze wytłumaczenie spalonego ever. Wersja nawet dla blondynek - Łukasz zaczął się śmiać.
- Ej! Chciałam przekazać, jak bardzo to rozumiem - powiedziałam obrażona.
- Doceniam to - Łukasz podniósł piłkę tylko przy użyciu nogi i kopnął
ją na półkę. - To teraz ćwiczysz. Widzisz - powiedziałem "ćwiczysz", nie
"tańczysz".
- Gratuluję - odpowiedziałam nadal obrażona.
-
Ej... Co jest? - znowu podszedł do mnie i podniósł moją głowę do góry. I
tak na niego nie patrzyłam, chciałam być stanowcza i trwać w gniewie. -
No, popatrz na mnie - byłam uparta. - Myślisz, że nie wiedziałem, że
wiesz, co to jest spalony?
- A wiedziałeś? - podniosłam głowę.
- Oczywiście. Pokażesz mi, jak zwykle ćwiczysz? - zapytał cicho.
- Innym razem, jeśli zechcesz tutaj jeszcze ze mną przyjść - odwróciłam się i szłam w stronę wyjścia.
- Ola! - zaszedł mi drogę. - Przecież to wszystko to były tylko żarty!
- Wiem i całkiem fajnie się nimi bawiłam, ale się skończyły. Jestem zmęczona. Chodźmy - ominęłam go i szłam dalej.
Złapał mnie za ramię, przyciągnął do siebie i pocałował. Nie wiem, czy
na przeprosiny, czy na pożegnanie, czy jak koleżankę, czy jak
przyjaciółkę - na pewno NIE jak być powinno. A poza tym ja wcale się nie
gniewałam, bo rzeczywiście ta cała kłótnia była śmieszna. Po prostu
pocałował i nie chciał puścić, a później przepraszał, że to zrobił.
Typowy chłopak - najpierw robi, potem myśli.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz