sobota, 29 czerwca 2013

Przełamanie

Ktoś kiedyś powiedział że w chwili, w której zaczynasz zastanawiać się, czy kogoś kochasz, przestałeś go kochać już na zawsze.

Nie wiem, czy rzeczywiście tak było, ale Łukasz się nie poddał i następnego dnia znowu do mnie zadzwonił i poprosił, byśmy się spotkali. Nie miałam już siły mu odmawiać. Spotkaliśmy się po południu. Początkowo rozmawialiśmy tak, jak kiedyś. Wszystko wyglądało tak, jak zanim wyznał mi miłość. W końcu jednak nieuchronnie przechodziliśmy do niezręcznego tematu dotyczącego naszych spotkań.
- Co się stało, że zgodziłaś się ze mną spotkać? - zapytał Łukasz.
- Nie chciałam znowu ci odmawiać - odpowiedziałam. - Męczy mnie ta sytuacja. Myślałam, że się przyjaźnimy i nagle wszystko się zepsuło.
- Nic się jeszcze nie zepsuło... A jeśli się zepsuje to tylko i wyłącznie na nasze życzenie. Ale ja nie pozwolę na to, abyśmy stracili ze sobą kontakt. Będę o to walczyć.
- Łukasz, ale ja już ci mówiłam. Nie mogę. Rozumiesz? Choćbym chciała, to nie mogę.
- A chcesz? - zapytał podchwytliwie Łukasz.
- Sama już nie wiem... Moje życie do tej pory było takie poukładane. Ale kiedy pojawiłeś się ty, wszystko się zmieniło. Nie jest już tak jak kiedyś.
- Odpowiedz sobie sama na pytanie; czy zepsuło się dopiero wówczas, gdy pojawiłem się ja, czy wtedy, gdy Wojtek trafił do szpitala, a później musiał wyjechać?
Dał mi chwilę czasu na przemyślenie. Po chwili znowu podjął.
- No widzisz - powiedział, jakby znał odpowiedź uformowaną w moich myślach. - To nie moja, ani twoja wina. Dlaczego przed tym uciekasz?
Nic nie odpowiedziałam. Miał rację - ciągłe uciekanie przed własnymi uczuciami nie miało sensu. Nie przyniosłoby pożytku nawet dla Wojtka, który w tym wszystkim był dla mnie najważniejszy. Obiecałam, że mu pomogę, że z nim będę, że go nie zostawię. Teraz wiedziałam, że bycie z nim za wszelką cenę mu nie pomoże.
- Okej, niech ci będzie. Koniec uciekania. Nie daję już rady. Ja też cię kocham. Zadowolony?
Podszedł do mnie bliżej i mnie przytulił.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo - szepnął mi do ucha.

czwartek, 27 czerwca 2013

Nieodwołalna decyzja

Popołudniowe spotkanie nie należało do moich najlepszych spotkań z Łukaszem. Nie byłam tym nawet zaskoczona, ponieważ wiedziałam, że tak będzie. Łukasz zaczął rozmowę oczywiście od pytania, dlaczego się z nim nie kontaktuję. Ciężko było mu wytłumaczyć, że nie mogę pozwolić na to, by mnie kochał... Nie mówiłam o tym, że nie mogę również dopuścić do uformowania się moich uczuć, które już i tak były dla mnie trudne do określenia. Łukasz nie przyjmował do wiadomości tego, co mówiłam, ale nie mogłam iść na kompromis. Wiedziałam, że jeśli teraz ulegnę i będę się z nim kontaktować, to później nie uda mi się wszystkiego poukładać tak, jak było zanim go poznałam. A tak było lepiej... No, może nie dla wszystkich.

Kluczową przyczyną, dla której nie mogłam spotykać się z Łukaszem, był fakt, że Wojtek teraz bardzo mnie potrzebował. Bardziej niż kiedykolwiek. Nie mogłam go zawieść w tak trudnym dla niego czasie. Zresztą w ogóle możliwość odejścia od niego nie była brana przeze mnie pod uwagę.

To wszystko sprawiło, że stałam się więźniem własnych uczuć. Ale czy w tej chwili mogło mieć znaczenie co czułam? Uczucia komplikują życie. Musiałam być stanowcza i trzymać się tego, co postanowiłam. Miałam Wojtka, a Wojtek miał mnie. Ja liczyłam na niego, on liczył na mnie. A Łukasz? Prawie go nie znałam. Pojawił się w moim życiu i od razu przewrócił mój świat do góry nogami. Nie mogłam teraz wszystkiego dla niego zmienić.

A może... Może wszystko, co robiłam to rutyna? Kochałam Wojtka, bo byłam do tego przyzwyczajona, bałam się tego, co byłoby gdybyśmy się rozstali. Może wiele rzeczy robimy tylko dlatego, że boimy się nowego? Może czas zaryzykować? Może powinnam przestać myśleć o tym, jak będzie się czuł Wojtek? Sam sobie zaszkodził. Jego wybór. Nie moja wina.

Nie, nie, nie.

Koniec tego. Stanowczo powinnam przestać o tym myśleć, a zapomnienie o Łukaszu to najlepsze rozwiązanie.

wtorek, 25 czerwca 2013

Pomocna Julka

Jak postanowiłam, tak też zrobiłam. Nie odzywałam się do Łukasza przez 4 dni. Było to naprawdę trudne, ponieważ cały czas dzwonił i pisał. Nie odbierałam i nie odpisywałam. W końcu stwierdziłam, że to niepoważne i głupie. Kiedy zadzwonił 8371219842604 raz, odebrałam. Nasza rozmowa nie trwała długo, bo Łukasz ciągle nalegał, abyśmy się spotkali. Ja oczywiście się nie zgodziłam, mimo jego uporczywych błagań.

Następnego dnia wyszłam ze szkoły z Julką.
- Kto to jest? - powiedziała Julka spoglądając w stronę bramy. - Idzie w naszą stronę. Znasz go?
- Ach... - westchnęłam. - To Łukasz. Poczekaj tutaj - rzuciłam i ruszyłam w stronę Łukasza.
- To ten Łukasz? - powiedziała jak zwykle głośno i niedyskretnie. - Ale przystojny!
- Cicho bądź. Czekaj tu - powtórzyłam widząc, że Julka idzie za mną.
- Cześć - podeszłam do Łukasza.
- Hej. Nie odzywasz się, nie odbierasz, nie odpisujesz, to pomyślałem, że tutaj na pewno cię spotkam - odpowiedział.
- To dobrze pomyślałeś, ale szkoda, że nie zrozumiałeś, że nie chcę się odzywać, odbierać ani odpisywać. Po prostu nie chcę mieć z tobą żadnego kontaktu! - wykrzyknęłam akcentując słowo "żadnego".
- Ale powiedz mi dlaczego? Chyba tyle możesz dla mnie zrobić? - prosił rozpaczliwie.
- Łukasz, wiesz, jaka jest sytuacja. Nie możemy się spotykać.
- Ale proszę cię...
- Cześć! Jestem Julka - wpadła moja zwariowana koleżanka podając rękę Łukaszowi.
- Super... - szepnęłam sama do siebie.
- Łukasz - odpowiedział Julii. - Pogadamy po południu - zwrócił się do mnie.
- Okej.
- Przyjadę po ciebie o 18. Pa - zapowiedział, odwrócił się i zniknął za bramą.
- Pa - odpowiedziałam cicho.
Nie miałam innego wyjścia. I o to właśnie Łukaszowi chodziło. Wykorzystał sytuację. Wiedział, że przy Julii się zgodzę.
- A co ty jesteś na niego zła? - zapytała przytomnie Julka.
- Nie, nie. Wydawało ci się. Chodź, idziemy.
- Ładny jest. I fajny - wiedziałam, że tak będzie. Teraz cały czas będzie o nim mówić. Nie słuchałam jej. Myślałam o tym, że muszę spotkać się dzisiaj z Łukaszem i to spotkanie wcale nie będzie należało do łatwych.
- Ej?! - Julka zatrzymała się i patrzyła na mnie wyczekująco.
- Co?
- Słuchasz mnie w ogóle? Pytałam czy pamiętasz jeszcze o Wojtku?
- Oczywiście, że pamiętam, dlaczego miałabym nie pamiętać?!
- Łukasz pochłania całą twoją uwagę. Ale ja ci tylko przypominam, żeby później nie było płaczu, że coś zepsułaś i jest za późno, aby to naprawić - powiedziała Julka zaznaczając, że nie będzie się wtrącać.
- Będę pamiętać twoje dobre rady - odpowiedziałam zamykając temat.

piątek, 21 czerwca 2013

Początek wielkiej rewolucji

Nie było innej możliwości - wakacje w końcu musiały się skończyć, a rok szkolny rozpocząć. Z każdym dniem przybliżał się powrót Wojtka. Mało za nim tęskniłam... Mało o nim myślałam... Mieliśmy ze sobą kontakt codziennie, ale relacje między nami nie były takie jak kiedyś.

Na rozpoczęcie roku poszłam z Julką. Po południu spotkałam się z Łukaszem. Nie miał tego dnia treningu, więc poszliśmy pochodzić po Starówce. Dzień był typowo letni, chociaż świadomość, że za kilka dni lato zastąpi jesień, nie napawała optymizmem. Chodziliśmy po Starówce prawie trzy godziny, zatrzymując się po kilka razy w różnych miejscach na dłuższy lub krótszy czas.
- Tęsknisz za twoim chłopakiem? - Łukasz zapytał nagle, kiedy przechodziliśmy przez bramę Barbakanu.
Nie odpowiedziałam od razu. Zatrzymałam się i usiadłam na pobliskim murze.
- Tęsknię - odpowiedziałam w końcu. - Jesteśmy razem, więc za nim tęsknię. Znamy się od tylu lat, nigdy wcześniej nie rozstaliśmy się na tak długo. Przede wszystkim Wojtek jest moim przyjacielem, najlepszym jakiego tylko można sobie wymarzyć. Zawsze mam w nim wsparcie, zawsze mogę z nim porozmawiać, zawsze ma dla mnie czas. Myślę nawet, że jesteśmy bardziej przyjaciółmi niż parą zakochanych.
- To znaczy? - zapytał dociekliwie Łukasz.
- Wiesz, przed nim nie muszę niczego udawać; zawsze mogę być sobą. Jak przed najlepszym przyjacielem.
- Ale czy to, że uważasz, że jesteście bardziej przyjaciółmi niż parą zakochanych znaczy, że go nie kochasz?
- Nie, absolutnie. Kocham go. Ale na wiele sposobów. Jak przyjaciela, jak brata, jak chłopaka. Zależnie od tego w jakiej jestem sytuacji, ale kocham go przez cały czas.
- A w tej chwili kochasz go jako kogo? - zapytał.
- Łukasz, nie wiem. Trudno jest określić uczucia. Nie widzieliśmy się od bardzo dawna. Odkąd wyjechał wiele się zmieniło, ja się zmieniłam i myślę, że on także się zmienił. Nie jest tak, jak było kiedyś i obawiam się, że już nigdy tak nie będzie - powiedziałam ze smutkiem.
- Co masz na myśli? - spytał siadając obok mnie.
- To, że się zmieniliśmy może zniszczyć nasz związek, który kiedyś uważałam za wieczny.
- Nic nie jest wieczne - rzekł Łukasz.
- A szczególnie uczucia - zamyśliłam się. - Teraz ty coś lepiej opowiedz, bo zrobiło się jakoś smutno. Nic nie mówisz o swojej dziewczynie - dopiero teraz coś zrozumiałam i szybko mu to przypomniałam. - Kiedy ty masz czas się z nią spotykać, ciągle wychodzisz ze mną!
- Nie spotykam się z nią - odpowiedział krótko, a w tonie głosu wyraził niechęć do dalszej rozmowy na ten temat.
- Dlaczego? Nie jesteście już razem? - zapytałam, mimo że zrozumiałam przekaz.
- Jesteśmy... Nie jesteśmy... Jaka różnica? - powiedział jakby sam do siebie.
- Być z kimś czy nie być? Jaka różnica? - powtórzyłam z niedowierzaniem w to co mówi.
- Dobra nie rozmawiajmy o tym - wstał z muru i poszedł kilka kroków do przodu.
- Nie uważasz, że to trochę nie fair? Kiedy ty pytasz mnie o Wojtka, ja zawsze staram się zrozumiale ci odpowiedzieć. A gdy ja pytam o twoją dziewczynę nie chcesz ze mną rozmawiać. Nawet nie wiem jak ona ma na imię! - powiedziałam pretensjonalnym tonem.
- Co chcesz wiedzieć? Ma na imię Paulina. Ma 15 lat. Podobnie jak my, zaczęła dzisiaj trzecią klasę. Mieszka na Wilanowie i lubi grać w siatkówkę. Coś jeszcze? - był ewidentnie wkurzony.
- Ładna jest? - zapytałam próbując się nie śmiać. Zabawne było dla mnie to jak się oburzył.
- Na pewno nie ładniejsza od ciebie - odpowiedział patrząc daleko przed siebie, jakby nie chciał widzieć mojej reakcji.
- Ej, ej! Nie rozmawiamy o mnie tylko o twojej dziewczynie - przypomniałam mu. - Dlaczego się nie spotykacie?
- Nie chcemy dłużej ze sobą być.
- Nie chcecie? Czy ty nie chcesz? - zapytałam skłaniając go do refleksji.
- Ja nie chcę. Ale Paulina też się nie odzywa. Co kilka dni piszę do niej od niechcenia albo ona do mnie. Nic nas już nie łączy.
- To musisz spróbować o to zawalczyć! Spotkaj się z nią.
- Ale ja nie chcę o nią walczyć! - krzyknął i znów usiadł na murze.
- Dlaczego? Już jej nie kochasz? - zapytałam zdziwiona.
- Ciebie kocham - odpowiedział patrząc na mnie.

Po tym, co usłyszałam ani ja, ani Łukasz, nie potrafiliśmy oderwać od siebie oczu, a także nic powiedzieć. Patrzyłam w jego oczy, które wyglądały jakby płynęła w nich rzeka mlecznej czekolady i wiedziałam, że coś mnie kusi do tego, aby powiedzieć coś co mogłoby w jednej chwili wszystko zmienić. Moje słowa spowodowałyby zburzenie całego dosyć poukładanego życia, jakie dotychczas wiodłam. Nie chciałam rewolucji. Najłatwiej było przed tym uciec. I tę drogę wybrałam.

czwartek, 20 czerwca 2013

"Spalony" i jego niecodzienny skutek

Piękny dzień wymagał cudownego zakończenia. I takie właśnie było. Łukasz odprowadził mnie i rozstaliśmy w oczekiwaniu na mecz Barcelony z Porto o Superpuchar Europy. Przygotowałam sobie w dużym pokoju strefę kibica, czyli przyniosłam słodycze i napoje, bo wiedziałam, że nie będę mieć czasu, by opuścić pokój. Przed samym rozpoczęciem spotkania Łukasz napisał do mnie SMS-a, w którym życzył mi miłego oglądania i wygranej Dumy Katalonii.
Tak też było. Po 39 minutach Barcelona prowadziła 1:0 po golu niesamowitego Messiego, a wynik ustanowił w 88 minucie Fàbregas. Po takim dniu długo nie mogłam zasnąć, ale mogłoby tak być codziennie!

Na ostatni weekend wakacji wybrałam się z rodzicami do dziadków, którzy mieszkają w Bydgoszczy. W poniedziałek wróciliśmy do domu, a po południu spotkałam się z Łukaszem. Wybraliśmy się do ZOO. Rozmawialiśmy głównie na temat piątkowego meczu. Było bardzo miło. Łukasz prosił, abym teraz ja opowiedziała mu coś o sobie. Obiecałam, że wszystkiego dowie się następnego dnia.

We wtorek zabrałam go w miejsce, w którym spędzam dużo czasu. Podobnie jak ja na Agrykoli, nie ogarnął od razu, o co chodzi. Kiedy weszliśmy na salę gimnastyczną CWKS-u Legia Warszawa miał zaskoczoną minę.
- Tutaj trenuję - oświadczyłam. - Mówiłam, że lubię Legię.
- Ale... nie grasz w nogę, prawda? - zapytał powoli Łukasz.
- Nie, nie - zaprzeczyłam i zaczęłam się śmiać widząc jego reakcję.
- Coś związanego z gimnastyką? - zapytał niepewnie.
- Tak, zgadłeś - odpowiedziałam. - A dokładnie to gimnastyka artystyczna.
- Od dawna? - zadał pytanie.
- Sześć lat - udzieliłam odpowiedzi.
- Fajnie. Lubię oglądać gimnastykę artystyczną na Olimpiadzie - uśmiechnął się.
- Bo gimnastyka artystyczna jest tylko na Olimpiadzie. Niedoceniony sport, o którym nie mówi się na co dzień.
- Najważniejsze jest to, czy ty czujesz się spełniona. Mecze piłki nożnej można oglądać codziennie. Od piątku do poniedziałku ligowe, a w pozostałe dni Ligę Mistrzów i Ligę Europejską lub inne puchary. Ważne, żebyś robiła to, co lubisz, a nie to co jest popularne - przerwał. - Zaprezentuj mi czego się nauczyłaś - uśmiechnął się zaczepnie.
- Nie, nie, nie - ty nie zaprezentowałeś mi, jak gra się w piłkę - odpowiedziałam wymijająco.
- Bo nie chciałaś! - krzyknął Łukasz.
- Ja nie chciałam?! - zapytałam z wyrzutem.
- Nie chciałaś! - potwierdził.
- Nic nie mówiłam!
- No właśnie! Czyli nie chciałaś.
- Mogłeś się domyślić - skończyły mi się argumenty.
- Biegnij po jakiś rekwizyt i tańcz, już! - rozkazał mi.
- To nie jest tańczenie, nic się na tym nie znasz! - zarzuciłam mu.
- Ja się nie znam? Ja się nie znam? - powtórzył. - Proszę bardzo, powiedz mi, co to jest spalony? Oczekuję zrozumiałego wytłumaczenia - powiedział dumnie wstając z ławki.
- Myślisz, że jestem idiotką i nie wiem na czym polega spalony?
- Nie twierdzę tak. Po prostu dziewczyny mają z tym problem.
- Nie zauważyłeś jeszcze, że jestem inna niż przeciętne dziewczyny? - zapytałam oburzona.
- Zauważyłem, dlatego wyjaśnij mi na czym polega spalony.
- A proszę bardzo! - wstałam triumfalnie i weszłam na matę, na której ćwiczę gimnastykę. - Załóżmy, że to jest bramka - wskazałam na półkę, na której leżały rekwizyty. - A przed bramką stoi bramkarz drużyny A. Ja jestem obrońcą drużyny B. Nie, nie, czekaj. Inaczej. Chodź tu - wyciągnęłam rękę w stronę Łukasza. Ani nie drgnął. - No chodź tu, debilu! - krzyknęłam.
- Co?! Jak ty powiedziałaś? - doskoczył do mnie i popatrzył na mnie ze swoich 180+ centymetrów wzrostu. - Obraża mnie ktoś, kto nie umie wytłumaczyć, co to jest spalony!
- Umiem! - pociągnęłam go za ubranie i ustawiłam w miejscu, w którym wcześniej stałam. - Ty jesteś obrońcą drużyny A. Ja jestem napastnikiem drużyny B. Albo niekoniecznie napastnikiem. Poczekaj, trzeba jeszcze kogoś - poszłam po piłkę, która leżała na półce. - To też jest zawodnik drużyny B - położyłam piłkę pomiędzy Łukaszem, a bramkarzem, którego nie było, ale mieliśmy sobie wyobrazić, że jest przed półką, czyli umownie bramką. Sama stanęłam najdalej od "bramki". - Teraz kiedy ja podaję piłkę do... tamtej piłki, czyli innego zawodnika drużyny B, to jest spalony.
- Pięknie! - Łukasz podszedł do mnie i zaczął mi bić brawo.
- Dziękuję bardzo - powiedziałam z ironią.
- Najlepsze wytłumaczenie spalonego ever. Wersja nawet dla blondynek - Łukasz zaczął się śmiać.
- Ej! Chciałam przekazać, jak bardzo to rozumiem - powiedziałam obrażona.
- Doceniam to - Łukasz podniósł piłkę tylko przy użyciu nogi i kopnął ją na półkę. - To teraz ćwiczysz. Widzisz - powiedziałem "ćwiczysz", nie "tańczysz".
- Gratuluję - odpowiedziałam nadal obrażona.
- Ej... Co jest? - znowu podszedł do mnie i podniósł moją głowę do góry. I tak na niego nie patrzyłam, chciałam być stanowcza i trwać w gniewie. - No, popatrz na mnie - byłam uparta. - Myślisz, że nie wiedziałem, że wiesz, co to jest spalony?
- A wiedziałeś? - podniosłam głowę.
- Oczywiście. Pokażesz mi, jak zwykle ćwiczysz? - zapytał cicho.
- Innym razem, jeśli zechcesz tutaj jeszcze ze mną przyjść - odwróciłam się i szłam w stronę wyjścia.
- Ola! - zaszedł mi drogę. - Przecież to wszystko to były tylko żarty!
- Wiem i całkiem fajnie się nimi bawiłam, ale się skończyły. Jestem zmęczona. Chodźmy - ominęłam go i szłam dalej.
Złapał mnie za ramię, przyciągnął do siebie i pocałował. Nie wiem, czy na przeprosiny, czy na pożegnanie, czy jak koleżankę, czy jak przyjaciółkę - na pewno NIE jak być powinno. A poza tym ja wcale się nie gniewałam, bo rzeczywiście ta cała kłótnia była śmieszna. Po prostu pocałował i nie chciał puścić, a później przepraszał, że to zrobił.

Typowy chłopak - najpierw robi, potem myśli.

środa, 19 czerwca 2013

Ł3

Po powrocie do domu nie chciało mi się już włączać komputera. Mimo to, Julka dowiedziała się ode mnie wszystkiego następnego dnia. Zadała szereg pytań, m.in. ile Łukasz ma lat, jak wygląda, gdzie mieszka, jak go poznałam, co lubi, etc. Temat zakończyła przypomnieniem mi o Wojtku. Nie miałam jej nawet tego za złe, już dawno powinien był mi ktoś o nim przypomnieć. Ale w sumie nic złego nie robiłam. Każdy może mieć kolegę, z którym spędza dużo czasu.

Następnego dnia po spotkaniu z Julką odezwał się Łukasz.
Spotykamy się o 16 tam, gdzie ostatnio?  :-)
Mhm :-D Jakieś plany dokąd się wybierzemy?
Tak, jeden i to bardzo konkretny :-)
Oo dokąd?
Niespodzianka :-) Do zobaczenia!


Materiał do przemyśleń na cały poranek. Po co pytałam? Co tym razem Łukasz mógł wymyślić? Najbardziej prawdopodobne wydawało się, że zabierze mnie do jakiegoś parku. Może do ZOO albo Łazienek Królewskich czy Ogrodu Botanicznego. "Skoro zapowiada się spacer to ubiorę się w moją ulubioną sukienkę w kwiatki i wezmę buty na koturnie" - pomyślałam. Zjadłam obiad i o 15 wyszłam z domu. Dojazd do Centrum zajął mi więcej niż przypuszczałam. Na miejsce dotarłam 5 po 16. Łukasz już czekał. Pierwsze co zauważyłam to to, że nie miał kwiatów. Nawet trochę mnie to rozczarowało. Oprócz tego był ubrany bardziej sportowo niż zwykle. Miał zielone spodenki, granatową koszulkę i beżowe trampki. Na naszych poprzednich spotkaniach był ubrany za każdym razem w innej koszuli w kratkę (każda z nich niesamowicie mi się podobała) i długich spodniach.
- Sorry, ale były korki - wytłumaczyłam się. - Taka pora. Hej - dodałam.
- Hej - odpowiedział Łukasz. - Mówiłaś ostatnio jak byliśmy w kawiarni, że chciałabyś więcej o mnie wiedzieć.
- Tak, a ty również powiedziałeś, że chcesz mnie lepiej poznać. Więc chyba po to się spotykamy, prawda?
- Tak, dzisiaj ty będziesz miała okazję się czegoś o mnie dowiedzieć. Od razu mówię - to dla mnie bardzo ważne.
- Ale co konkretnie? - zapytałam.
- To, czego się dziś o mnie dowiesz - Łukasz uśmiechnął się pozostawiając mi kolejny temat do przemyśleń i przypuszczeń. O nic już jednak nie pytałam tylko czekałam co powie Łukasz.
- Pojedziemy autobusem w ważne dla mnie miejsce - oznajmił Łukasz.
- Domyślam się, że nie mogę zapytać dokąd, bo to ma być niespodzianka?
- Dokładnie tak. Chodź, może zaraz będzie jechać 525 albo coś innego w stronę Alei Armii Ludowej.
Czyli celem była Aleja Armii Ludowej. A przy Alei Armii Ludowej jest Plac Na Rozdrożu. Więc dokąd się wybieraliśmy? To oczywiste, że na dzisiejszy spacer Łukasz wybrał Łazienki. Wielką niespodzianką to dla mnie nie było, ale udawałam, że nie domyślam się o jakie miejsce chodzi.
Rzeczywiście, 525 był za jakieś 2 minuty po tym jak dotarliśmy na przystanek. Oczywiście jazda wyglądała tak: minuta jazdy; pięć minut stania w miejscu. Pokonanie Marszałkowskiej, Placu Konstytucji i Waryńskiego zajęło dobre pół godziny. Gdy dojeżdżaliśmy do Placu Na Rozdrożu i Łukasz nie przygotowywał się do wysiadania zdziwiłam się. "Więc nie jedziemy do Łazienek?" - zadałam mu to pytanie w myślach. Chustkę na oczy założył mi dopiero kilka przystanków później.
- Czuję się jak idiotka - stwierdziłam po wyjściu z autobusu.
- Bardzo ładnie wyglądasz, jeszcze ci dzisiaj tego nie mówiłem - odpowiedział wymijająco Łukasz.
- Mogę zdjąć tę chustkę? Już mnie zaskoczyłeś, więc niespodzianka się udała - powiedziałam zażenowana.
- Nie marudź - skarcił mnie Łukasz i chwycił za rękę.
Powoli krok za krokiem prowadzona za rękę szłam mijając jakiś ludzi, których nawet nie mogłam zobaczyć. W pewnej chwili minął nas chłopak, który znał Łukasza, bo powiedział jego imię i zaczął się śmiać. Łukasz kazał mu być cicho i prowadził mnie dalej. W końcu usiadłam na czymś co było - jak się później okazało - ławką. Łukasz puścił moją rękę i stanął za mną. Powiedział żebym zamknęła oczy i rozwiązał mi chustkę. Następnie usiadł obok mnie i poprosił mnie, abym otworzyła oczy.
W pierwszej chwili po ich otwarciu nie wiedziałam o chodzi. Najpierw zauważyłam, że jesteśmy na boisku. Popatrzyłam w lewo, a następnie w prawo, obejmując wzrokiem obszar od jednej do drugiej bramki. Boisko normalne jak każde inne. I to miała być ta niespodzianka? Okej, fajnie, że boisko, ale nie było jakieś wspaniałe. Po chwili jednak odwróciłam się i ujrzałam za sobą budynek, który dobrze znałam. Moje wcześniejsze stwierdzenie, że jesteśmy na zwykłym boisku nie było trafne. Otóż siedzieliśmy właśnie na ławce przed budynkiem warszawskiej Agrykoli. Nadal nie wiedziałam co mam powiedzieć, co miało znaczyć to, że tutaj przyszliśmy?
Łukasz rozpoznał moje zawahanie i próbował rozwiać moje wątpliwości.
- Jesteśmy na Agrykoli - oznajmił. - Kocham... Bardzo lubię piłkę nożną i właśnie tutaj uczę się grać.
- Aaa, przepraszam, nie zrozumiałam tego przekazu... Wybacz - zaczęłam się tłumaczyć, bo doprawdy nie spodziewałam się po sobie takiej głupoty. - Naprawdę bardzo mnie zaskoczyłeś.
- Ale... widzę, że nie jesteś z tego zadowolona.
- Przeciwnie! Łukasz, prawdę mówiąc tak się cieszę, że ledwie powstrzymuję się, żeby nie wskoczyć ci na ręce! - powiedziałam podekscytowana.
- To dlaczego się powstrzymujesz? - zapytał patrząc mi w oczy.
- Chodziło mi o to, że naprawdę bardzo się cieszę - wyjaśniłam. - Kocham piłkę nożną - dodałam po chwili.
- Wiem o tym - Łukasz uśmiechnął się i usiadł na ławce obok mnie. - Gdybym nie wiedział, nie odważyłbym się cię tutaj zabrać. Ale nie odpowiedziałaś na moje pytanie.
- Skąd wiesz? - zapytałam zaskoczona.
- Najpierw ty odpowiedz na moje pytanie - powiedział stanowczo.
- Na jakie pytanie?
- Dlaczego powstrzymujesz swoje emocje?
- Łukasz, ja naprawdę bardzo się cieszę, że grasz w piłkę i że tutaj dzisiaj jesteśmy. Jednocześnie uważam, że fakt, że ja mam chłopaka i ty masz dziewczynę, sprawia, że powinnam pilnować swoje emocje, choćby jak to było trudne.
- I tłumić wszystko w sobie?
- Ale ja nie tłumię ich w sobie. Mówię przecież szczerze, co czuję. Teraz ty odpowiadasz na moje pytanie.
- Skąd wiedziałem, że lubisz piłkę? - powiedział wstając z ławki.
- Mhm - potwierdziłam wyczekując na odpowiedź.
- Kiedy byliśmy przedwczoraj w kawiarni, po skończeniu rozmowy z twoją koleżanką położyłaś telefon na stoliku. Tapeta była podświetlona...
Zaczęłam się śmiać. Ale Łukasz kontynuował swoją wypowiedź.
- Zasadniczo dziewczyny... A przynajmniej te, które ja znam, nie lubią piłki nożnej.
- To mało znasz dziewczyn - przerwałam mu.
- Okazuje się, że tak. Do tej pory nie rozmawialiśmy o naszych zainteresowaniach. Chciałaś wiedzieć o mnie więcej, ale nie wiedziałem, jak zareagujesz na to, że spędzam kilka godzin dziennie na boisku. Dla większości dziewczyn to głupie. Jak zobaczyłem u ciebie w telefonie tapetę przedstawiającą herb FC Barcelony postanowiłem, że pozwolę ci dowiedzieć się o moim marzeniu. A teraz chcę cię zabrać w jeszcze jedno miejsce.
- Nie mogę się doczekać - odpowiedziałam prawdziwie zaciekawiona.
Opuściliśmy Agrykolę i przeszliśmy przez Myśliwiecką.
- Pewnie już się domyślasz, dokąd idziemy - rzekł Łukasz.
- Albo na halę Torwar albo...
- Tak, to drugie. Lubisz...
- Uwielbiam! - przerwałam mu. - Legia Warszawa to mój ulubiony polski klub.
- Mój też - odpowiedział z uśmiechem Łukasz.
- Można wejść teraz na Pepsi Arenę?
- Nie można, ale my wejdziemy - odrzekł zdecydowanie Łukasz.
- To ja już o nic nie pytam...
Po przyjściu do Pepsi Areny poszukaliśmy portiera, który pilnuje tego obiektu. Okazało się, że Łukasz go zna i że nie raz prosił już o wejście na stadion.
- Łukasz, ja już ci mówiłem; stadion jest zamknięty. Nie mogę cię ciągle na niego wpuszczać - tłumaczył mężczyzna.
- Tylko dzisiaj, proszę - Łukasz nie ustępował.
- Łukasz, ty za każdym razem mówisz "tylko dzisiaj". Nie i koniec - portier był nieubłagany.
- Proszę... Tylko na chwilę. Zaraz wrócimy. Obiecuję - przekonywał Łukasz.
Mężczyzna popatrzył na mnie i z powrotem przeniósł wzrok na Łukasza. Wyglądał jakby chciał się zgodzić, ale wiedział, że nie może.
- Dobra - powiedział po chwili - idźcie, bo nie dasz mi spokoju. Ale więcej mnie nie przekonasz!
- Chodź - zakomunikował Łukasz i przepuścił mnie w drzwiach, które otworzył portier.
Weszłam na stadion i ujrzałam ogromny napis na trybunach "Legia Warszawa". Kilka razy w ciągu poprzedniego sezonu byłam na meczu Legii, jednak za każdym razem, gdy przychodziłam trybuny były już na tyle zajęte, że napis nie był w pełni widoczny.
- Jak tu pięknie - powiedziałam.
Zachodzące słońce  trybuny i znajdujący się nad nimi dach pomarańczowym blaskiem.
- Lubię tu przychodzić - wyznał Łukasz. - Kiedyś chciałbym tu zagrać.
- Jeśli grasz nie tylko nogami, lecz także sercem, to osiągniesz to, czego pragniesz.
- Ładnie powiedziane - stwierdził Łukasz, siadając na jednym z krzesełek. Usiadłam obok niego i czekałam aż powie coś więcej. Chciałam słuchać, pochłaniać każde słowo opisujące jego marzenia.
- Ja gram sercem. Oprócz tego, że do każdego kopniaka ładuję mnóstwo siły, to jest w nim również część moich uczuć. Oglądając mecze, kapitalne akcje najlepszych piłkarzy, ich gole i widząc ich emocje zawsze myślę, że chciałbym być na ich miejscu. Wyjść na Wembley i stanąć przed 90 tysiącami kibiców, dla których przez 105 minut - łącznie z przerwą - będzie najważniejsze to, co dzieje się na murawie. I sprawić, aby zapamiętali te 90 minut gry - przerwał. Rozglądnął się dookoła, wziął głębszy oddech, by po chwili mówić dalej.
- Każdy ma marzenia i nie ma w tym nic złego, jeżeli nie mamy zamiaru nimi komuś zaszkodzić.
Łukasz wstał i podał mi rękę. Szliśmy w stronę wyjścia. Popatrzyłam na swoją sukienkę oraz buty i zaczęłam się śmiać.
- Co? Śmiejesz się z moich przemyśleń? - zapytał Łukasz.
- Nie, po prostu pomyślałam, jak śmiesznie muszę wyglądać na stadionie w sukience w kwiatki i butach na koturnie - wyjaśniłam.
- Bardzo ładnie, ale rzeczywiście nie na stadion - uśmiechnął się Łukasz.
- To teraz porozmawiajmy o czymś bardzo ważnym - podjęłam. - Ty już wiesz, komu ja kibicuję. Chciałabym wiedzieć, czy oprócz Legii masz jakąś swoją ulubioną drużynę?
- Jasne, że tak.
- Jaką?
- Zgadnij.
- Z jakiej ligi?
- Hiszpańskiej.
- To... dwa główne typy: FC Barcelona i Real Madryt. Ale może być też inna.
- Tak, to jedna z tych, które wymieniłaś.
- Tylko nie mów, że Real - powiedziałam ostrzegawczym tonem.
- Jestem Culé - oznajmił spokojnie.
- Naprawdę?! - krzyknęłam.
- Tak. Visca el Barça!
Nawet nie wiem kiedy wskoczyłam mu na ręce i na nic były moje przemyślenia dotyczące pilnowania swoich emocji. Wyszliśmy z Pepsi Areny, podziękowaliśmy panu, który pozwolił nam na nią wejść i opuściliśmy znany Legionistom adres Łazienkowska 3, popularnie nazywany Ł3.
- A z innych lig? Jakie kluby? - zapytałam, gdy byliśmy już obok Agrykoli.
- Z niemieckiej Bayern, z angielskiej Manchester United - objaśnił.
- Nie lubię tych klubów - powiedziałam niezadowolona. - Ale to nic. Najważniejsze, że Barça.
- I Legia - dodał Łukasz obejmując mnie i przyciągając do siebie.

wtorek, 18 czerwca 2013

Ogród Saski

Do domu wróciłam naprawdę zmęczona. Szybko wzięłam prysznic i nie jedząc kolacji położyłam się spać. Moje obecne poczucie szczęścia porównywalne było z tym z dzieciństwa, kiedy prosiłam rodziców czy mogę iść na "Wesołe Miasteczko" i ten wspaniały moment, gdy mama dawała pieniądze i mówiła: "Idź. Ale już dzisiaj ostatni raz." I tak w kółko. Zasnęłam z uśmiechem na ustach i z takim samym się obudziłam. Postanowiłam, wedle wczorajszej umowy, że napiszę, że już wstałam.
Czekałem na taką miłą wiadomość :) To o której się spotykamy? 15 obok H&M przy Marszałkowskiej?
Ok ;) będę obok wejścia do rotundy :)

Niedługo po 14-tej wyszłam z domu. Na autobus musiałam chwilę poczekać, ale miałam sporo czasu w rezerwie. O 14:48 byłam już obok stołecznej rotundy. Nie później niż za dwie minuty ktoś zasłonił mi oczy, tak jak poprzedniego dnia.
- Łukasz! - tym razem nie było to pytanie, lecz wręcz wykrzyknienie.
Oczywiście poprawnie odgadłam, Łukasz zabrał ręce z moich oczu i wręczył mi bukiet kwiatów. Chociaż bardziej trafne tutaj będzie zastosowanie frazy "bukiecik kwiatków". Były tak małe, a jednocześnie tak słodkie, że spodobałyby się każdemu. No, no, trzeba przyznać - dobrze trafił. Mogę nawet stwierdzić, że podobały mi się bardziej niż ten ogromny bukiet, który dostałam od niego wczoraj. Przynajmniej dzisiaj nie musiałam się martwić, że będzie bolała mnie ręka od dźwigania ich przez całe popołudnie.
- Jakie piękne! - okazałam swój zachwyt otrzymanym prezentem.
- Nie żartuj - skwitował mnie odwracając głowę. - Przyznam szczerze, że śpieszyłem się, a nie wypada przyjść z niczym w taki piękny letni dzień do tak pięknej dziewczyny.
- Sprawdzasz mnie, czy się zarumienię, tak?
- Nie! Wcale nie miałem takiego zamiaru. Zgodzisz się ze mną, że dzień jest piękny. A o tym, że ty jesteś piękna to na pewno wiesz. Kurde, szczęściarz z tego twojego chłopaka - Łukasz skończył swoją jakże mądrą przemowę uśmiechem skierowanym w moją stronę.
- Dobra, dobra, ja wiem swoje. A jeśli chodzi o kwiatki to są naprawdę wspaniałe.
- Miło, że ci się podobają.
- Masz jakiś plan dokąd idziemy, czy zdałeś się na mnie?
- Hm... Mam pewną propozycję, ale nie wiem, czy ci się spodoba.
- Zaryzykuj - powiedziałam z uśmiechem.
- Może... Przede wszystkim chciałbym abyśmy oddalili się od tego warszawskiego zgiełku i zamieszania. Co powiesz na to żebyśmy poszli do Ogrodu Saskiego? To całkiem niedaleko stąd.
- Wiem, zawsze uwielbiałam tam chodzić w dzieciństwie, kiedy zajmowała się mną babcia.
- Ja też uwielbiałem ten plac zabaw wewnątrz parku. Zawsze chodziłem tam z rodzicami w niedzielne popołudnia. Może nawet kiedyś się razem bawiliśmy.
- Bardzo możliwe. Ja uwielbiałam uciekać do tej ogromnej fontanny. Woda spadała z niej z takiej wysokości i z taką siłą, że trochę się jej bałam, ale podobało mi się to.
- Ja zawsze szybko zaprzyjaźniałem się z innymi chłopakami. Czasami zdarzało się spotkać kogoś kilka razy, ale w większości byli to epizodyczni koledzy. Bawiąc się udawaliśmy, że za zjeżdżalnią jest nasza baza, a ci którzy się z nami nie chcieli bawić byli naszymi zakładnikami.
- Ja najbardziej lubiłam kręcić się na karuzeli. Ale na niej zawsze było dużo osób i trzeba było czekać.
Wspominaliśmy wszystko co kojarzyło nam się z Ogrodem Saskim. Nie zauważyłam nawet kiedy się w nim znaleźliśmy. Najpierw poszliśmy popatrzeć na wspominany plac zabaw. Niewiele się na nim zmieniło. Później poszliśmy obok fontanny. Było tam słonecznie i upalnie, tak samo jak w dzieciństwie.
- Dawno tutaj nie byłam. Piękne miejsce - szepnęłam do Łukasza, przymykając oczy.
- Dzisiaj wszystko jest piękne - odpowiedział.
- Znowu zaczynasz? - powiedziałam otwierając nagle oczy.
- Tylko stwierdzam fakty. Nie wiem jak ty, ale ja nie mam dzisiejszemu dniu niczego do zarzucenia.
- Ja też nie. Jest idealnie.
Zamknęłam oczy, ale ciągle czułam na sobie spojrzenie Łukasza. Kiedy już nasyciliśmy się dźwiękiem spadającej wody i słońcem dostarczającym nam witaminy D postanowiliśmy coś zjeść.
- To może coś słodkiego w którejś z kawiarni na Krakowskim Przedmieściu albo na Nowym Świecie? - zaproponował Łukasz.
- Dobry pomysł. Na Nowym Świecie wszystko smakuje najlepiej... choćby nawet zwykła kawa - stwierdziłam.
- To prawda, ale pijąc kawę na Manhattanie też nie narzekałem - zaśmiał się.
- Masz rację, ale Nowy Jork to jednak miasto nie dla mnie. Za dużo ludzi, tłok i gwar na ulicach. Wolę Warszawę - wyraziłam swoje zdanie.
W kawiarni zamówiliśmy gofry z bitą śmietaną i owocami. Rozmawialiśmy jeszcze o tym od kiedy Łukasz mieszka na Wilanowie i jak wygląda jego osiedle. Ustalaliśmy właśnie, kiedy wybierzemy się do parku w Wilanowie, gdy zadzwonił mój telefon.
- Koleżanka - oznajmiłam patrząc na wyświetlacz telefonu.
- Odbierz - Łukasz uśmiechnął się porozumiewawczo.
- Hej - usłyszałam zaraz po naciśnięciu "zielonej słuchawki" zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć. - Czym ty jesteś taka zajęta, że się nie odzywasz?
- Sorry, jakoś tak wyszło.
- Spotkamy się dzisiaj? - zaproponowała Julka.
- Ee... Dzisiaj nie mam czasu - odparłam.
- A co robisz? - zapytała zaciekawiona Julka.
- Jestem z kolegą na spacerze... - nie mogłam skłamać, bo Łukasz mógłby się obrazić słysząc, że ukrywam to, że jestem z nim. - Może spotkamy się jutro? - zachęciłam, byle tylko szybko zmienić temat.
- Z jakim kolegą? Nic nie mówiłaś! - krzyknęła z wyrzutem Julka.
- Oj, nie było okazji. Pogadamy wieczorem jak będę na kompie, okej?
- Dobra, już nie przeszkadzam. Ale masz mi wszystko opowiedzieć!
- Możesz być pewna, że wszystko ci powiem. Pa - rozłączyłam się i położyłam telefon na stoliku.
- Jesteś bardzo rozchwytywana - zauważył niespodziewanie Łukasz. - Koleżanka chce się spotkać, a ja zajmuję ci czas.
Roześmiałam się.
- Koleżanka poczeka.
- Ja też bym poczekał - uśmiechnął się zaczepnie.
Po wyjściu z kawiarni udaliśmy się na przystanek. Czekając na autobus Łukasz zapewnił mnie, że mogę dzwonić, kiedy tylko będę miała ochotę się spotkać. Obiecałam, że spotkamy się już pojutrze, bo następny dzień miałam już w pełni zarezerwowany dla Julki.
- Do zobaczenia! - zawołał za mną, gdy wsiadałam do autobusu.
- Pa - odpowiedziałam. - Do zobaczenia - dodałam, kiedy drzwi już się zamknęły.

poniedziałek, 17 czerwca 2013

Udane popołudnie

Kolumnę Zygmunta miałam już w zasięgu wzroku. Zastanawiałam się, czy Łukasz już tam na mnie czeka, czy ja będę pierwsza. "Jeszcze tylko 20 metrów" - powtarzałam sobie w duchu. Stanęłam na podeście Kolumny i zaczęłam śledzić wzrokiem samolot lecący nad Wisłą. Nagle ktoś objął mnie i zasłonił mi oczy.
- Łukasz?
Zobaczyłam jego uśmiechniętą twarz i kwiaty, które trzymał przed sobą w wyciągniętej w moją stronę ręce.
- Dziękuję! Piękne!
- Cieszę się, że nareszcie się spotykamy.
- Czekanie aż zadzwonisz wydawało się wiecznością.
- Chciałem wcześniej wrócić, ale mama mnie zatrzymała.
- Jak było?
- Świetnie, ale najszczęśliwszy byłem wracając do Polski.
Uśmiechnęłam się.
- Z twojego powodu, oczywiście - dodał.
- Hahaha. Czarujesz, wiesz?
- To gdzie idziemy? - nie skomentował mojego pytania. - Może na Starówkę?
Skinęłam głową. Ruszyliśmy w stronę syrenki. Wąskie uliczki były wyjątkowo zatłoczone.
- Jak tam twój chłopak? - Łukasz nagle przerwał milczenie.
- Niedługo wraca. A jak twoja dziewczyna?
- Nie odczuła zbytnio, że mnie nie ma.
- Dlaczego tak uważasz?
- Kiedyś bardzo ją kochałem, ale teraz... wiele się zmieniło także z jej strony.
Zaczęłam się zastanawiać nad tym co powiedział Łukasz. Śmiało mogłam w tej chwili stwierdzić, że mam podobnie. Oddaliłam się od Wojtka naprawdę bardzo. Przecież marzyłam tylko o tym, by spotkać Łukasza, a nie myślałam o Wojtku. To było nie fair.
- Co się tak zamyśliłaś?
- A jakoś tak. Co robiłeś w Nowym Jorku?
- Najpierw musiałem chodzić z mamą do pracy. Nudne to było. Później, jak już wzięła urlop to chodziliśmy po Nowym Jorku. Myślałem, że cię spotkam.
- Tak, w Nowym Jorku. To takie prawdopodobne...
- No co, marzyć zawsze można.
- No oczywiście.

Chodziliśmy po Starym Mieście do 21-ej. Byliśmy w tym czasie na ciastku w kawiarni. Pojechaliśmy tym samym autobusem, ale później Łukasz musiał się przesiąść. Okazało się, że mieszka na Wilanowie. Umówiliśmy się, że spotkamy się następnego dnia, ale tym razem w Centrum.
Kiedy szłam spać otrzymałam SMS-a:

Dziękuję za udany dzień :) Dobranoc
Ja również dziękuję ;) do zobaczenia jutro :)

sobota, 15 czerwca 2013

Oczekiwania ciąg dalszy

Szybko znalazłam sukienkę, którą kupiłam będąc na zakupach z Julką. Ubrałam ją i pobiegłam na dół poszukać butów na korkowej koturnie. Za nic nie mogłam ich znaleźć, bo chodziłam w nich ostatnio w czerwcu. Po kilku minutach namierzyłam je wzrokiem i po nie sięgnęłam. Wróciłam na górę i zaczęłam szukać żółtej torebki, która także była dawno używana. Kiedy już wszystko miałam, ubrałam się i trochę umalowałam. Zeszłam na dół poszukać czegoś do jedzenia. Otworzyły się drzwi w przedpokoju i rozległ się głos mamy.
- Jestem!
- Ja też! - odpowiedziałam nie wiem po co.
Mama weszła do kuchni z dwiema torbami zakupów.
- Weź to ode mnie, szybko! - zawołała podając mi jedną z nich.
- Po co tyle zakupów? - zapytałam. - Zaprosiłaś kogoś?
- Babcia zadzwoniła, że dzisiaj odwiedzi nas razem z dziadkiem, więc przygotuję kolację.
- Co? Kiedy przyjadą?
- Mówiła, że będą o 18-tej - mama popatrzyła na mnie. - Co jest?
- Umówiłam się dzisiaj. Za chwilę miałam wychodzić z domu.
- To wrócisz do 18-tej.
- Nie. Nie wrócę.
- Jak to nie? Dziadkowie nie odwiedzają nas często. Na pewno będą chcieli się z tobą spotkać.
- Ale mamo!
- O 18-tej masz być w domu.

Poszłam do swojego pokoju i położyłam się na łóżku. Prawda była taka, że nie opłacało się wychodzić. Na powrót do domu między 17 a 18 trzeba było przeznaczyć przynajmniej godzinę. W takim układzie moje spotkanie z Łukaszem miałoby trwać kilkadziesiąt minut. Musiałam odwołać nasze spotkanie, żeby przynajmniej mógł jeszcze zorganizować sobie popołudnie.
Nie mogę dzisiaj się z Tobą spotkać. Przepraszam
Dlaczego???
Muszę zostać w domu  :(
Szkoda  :( Spotkamy się jutro? ;)
A będziesz miał jeszcze czas dla mnie? Już dzisiaj zdezorganizowałam Ci dzień i nic z tego nie wyszło
Nic się nie stało :) no tylko tyle, że szkoda, że się dziś nie spotkamy, a bardzo mi na tym zależało. Jutro o 16 w umówionym miejscu?

Ok :)
Tylko się nie rozmyśl! :D Pa :)
Pa pa :)

Odłożyłam telefon i wtuliłam się w poduszkę. Głupio wyszło. Czekałam aż się odezwie, a teraz kiedy mieliśmy się spotkać ja zrezygnowałam. Nie tak miało wyjść. Byłam zła sama na siebie. Tyle, że to nie była moja wina.
- Ola! To wychodzisz czy nie? - usłyszałam głos mamy dobiegający z kuchni.
- Nie - zawołałam.
- To chodź, pomożesz mi przygotować kolację.
Super. Będę robić kolację, zamiast być teraz w drodze na Krakowskie Przedmieście. Nie byłam zła na mamę. To nie była jej wina. Na dziadków też nie mogłam się złościć. Rzeczywiście rzadko nas odwiedzali, a poza tym skąd mogli wiedzieć, że trafią akurat na taki ważny dzień w życiu ich wnuczki. No dobra, już przesadzałam. Jeśli Łukasz naprawdę chce się ze mną spotkać to będzie czekał do skutku, nieważne czy dzień, dwa, tydzień czy miesiąc. A jeśli nie chce to lepiej nie marnować czasu tylko spędzać go z rodziną.

piątek, 14 czerwca 2013

Beginning

Obudził mnie ból głowy. "Aha, znowu migrena" - pomyślałam. Wstałam i zeszłam na dół. Zażyłam tabletkę przeciwbólową i popiłam dużą ilością wody. Miałam zamiar coś zjeść, ale nie chciało mi się zrobić sobie śniadania. Mając nadzieję, że ból głowy szybko minie usiadłam na krześle i wpatrywałam się w obraz wiszący na ścianie obok stołu. W gruncie rzeczy w ogóle o nim nie myślałam, bo patrzyłam gdzieś dalej, przenikałam go wzrokiem i przebijałam się przez niego, a przy okazji jeszcze przez pewnie z 10 ścian sąsiednich mieszkań. Stwierdziłam, że gdybym mogła kruszyć ściany spojrzeniem to zburzyłabym już kilkadziesiąt razy blok, w którym mieszkam. Może lepiej, że ludzie nie mają takich umiejętności. Moje rozmyślania do niczego nie prowadziły, więc kiedy zauważyłam, że ból odpuszcza, wstałam i zaczęłam szukać czegoś do jedzenia. Sprawdziłam całą zawartość lodówki i nic mi nie odpowiadało, więc w końcu zostało na kromce chleba z żółtym serem. Wzięłam swoje śniadanie i poszłam do salonu. Ułożyłam się wygodnie w fotelu i nagle dotarło do mnie, że ten ból głowy miał swoje podłoże. Przez cały poprzedni dzień czekałam na to, że Łukasz się odezwie. Minął już jeden cały dzień od jego powrotu a on nadal milczał. Leżałam do późna z telefonem w ręce, aby gdy tylko rozlegnie się dzwonek odebrać. W końcu zmęczona zasnęłam. Teraz znów zaczęłam czekać. Podsycałam w sobie nadzieję, że pamięta, że się odezwie, że zadzwoni. Ale jak mogłam czekać nie mając obok siebie telefonu? Szybko pobiegłam na górę. Zaczęłam go bezskutecznie szukać w łóżku, pod łóżkiem, na biurku, w torebce. Usiadłam zrezygnowana na podłodze i zobaczyłam, że leży na szafce obok łóżka. Sięgnęłam po niego i odblokowałam klawiaturę.

1 nieodebrane połączenie
Łukasz
10:04
Bez zastanowienia nacisnęłam "Połącz".

- Halo? - jak ja tęskniłam za tym głosem!
- Cześć. Przepraszam, że nie odebrałam.
- Siema Ola. Pomyślałem, że już mnie nie pamiętasz.
- Czekałam na telefon od ciebie od przedwczoraj. Zresztą wcześniej też liczyłam na to, że się odezwiesz.
- Mówiłem ci, że będę miał możliwość odezwać się dopiero jak wrócę. A przyleciałem późnym wieczorem, a dzisiaj nie chciałem dzwonić wcześniej, żeby cię nie obudzić.
- A gdzie w twojej relacji umknął ci wczorajszy dzień?
- Czujna jesteś. Chciałem to przed tobą ukryć. Wczoraj musiałem się spotkać z moją dziewczyną.
- Aa. Rozumiem.
- Żartowałem, spałem cały dzień.
- To podobnie jak ja po powrocie.
- I jak było? Spodobał ci się Nowy Jork?
- Było super! A tobie jak minął czas? Znalazłeś może pracę jako model?
- Nie było łatwo, ale się udało - zaczął się śmiać. - Masz jakieś plany na dziś?
- Nie.
- No to już masz - cały czas się śmiał - Spotkajmy się o 16 obok Kolumny Zygmunta, okej?
- Okej - zgodziłam się.
- Nie mogę się już doczekać spotkanie z tobą. Do zobaczenia.
- Ja też. Pa.

czwartek, 13 czerwca 2013

Wyczekiwanie

Otworzyłam oczy i przywitał mnie miły widok. Leżąc na prawym boku miałam przed sobą widok na kilka bloków i kawałek parku. Określenie "park" w przypadku skweru w okolicy mojego bloku to za dużo. Wstałam z łóżka i otworzyłam drzwi balkonowe. Weszłam na balkon. Rozgrzane płytki parzyły mi stopy. Nie zwracałam na to uwagi. Zamyśliłam się patrząc na ulicę obok parku. Zaczynały się tworzyć korki. Więc... Która godzina? Chcąc znaleźć telefon, wróciłam do pokoju. Był do tej pory w torebce. Usłyszałam, że na dole zamknęły się drzwi. Wyjęłam telefon i popatrzyłam na wyświetlacz: 14:46. Mama wróciła z pracy. Jak mogłam tak długo spać?! Zbiegłam po schodach na dół.
- Hej! - zawołałam.
- No hej. Nie mów, że cię obudziłam - mama popatrzyła na mnie z widocznym zdziwieniem.
- Nie, wstałam już wcześniej.
- Jak się spało?
- Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej.
- Wczoraj mówiłaś, że w Nowym Jorku było super.
- Tak? - poprzedniego dnia byłam taka zmęczona, że naprawdę niewiele pamiętałam. Wiedziałam tylko, że jadąc z lotniska rodzice ciągle mnie o coś wypytywali.
- Nie chciałaś nam wczoraj nic opowiedzieć. Rozumiem cię, byłaś zmęczona. Ale liczę na to, że zaraz mi wszystko opowiesz. Idź się przebierz i pójdziemy może na jakieś zakupy.
- A może jutro? Naprawdę nie mam siły.
- Będziesz spać cały dzień?
- Z miłą chęcią - odpowiedziałam idąc w stronę schodów.
- To przyjdź za chwilę zrobimy coś dobrego na obiad.
- No dobra.

Przez resztę dnia siedziałam w kuchni. Musiałam opowiadać mamie co robiłam w Nowym Jorku, gdzie chodziłam, o której wstawałam i chodziłam spać, co jadłam, itp. Wieczorem pooglądałam z tatą mecz i dosyć szybko poszłam spać. Tym razem spałam krótko. O 10 pojechałam do centrum. Zadzwoniłam do Julki. Obiecałam jej, że kiedy wrócę do Polski to się spotkamy. Ucieszyła się, że już jestem i powiedziała, że przyjedzie do Złotych Tarasów najprędzej jak może, czyli za 2 godziny. Miałam dużo czasu, więc pochodziłam po sklepach, ale nic nie kupiłam. Przed 13-tą poszłam w umówione miejsce, czyli do coffeeheaven.

Julka nie była typem osoby, której można było wszystko powiedzieć. Jej roztrzepanie czasami irytowało mnie do granic wytrzymałości. Niepojęte, ile ta mała i drobna kręcona blondynka potrafiła powiedzieć w ciągu jednej minuty. Mimo tego wszystkiego, czyli mimo jej licznych wad, lubiłam ją, bo faktycznie nie miałam nikogo bliższego od niej.
Julka ucieszyła się na mój widok bardziej niż kiedykolwiek. A z upominku, który jej przywiozłam, była zadowolona bardziej niż się spodziewałam.
- Naprawdę tam byłaś? I jak tam jest? Dużo ludzi było? - zadawała chaotyczne pytania obracając w rękach miniaturkę Statuy Wolności, którą ode mnie dostała.
- Nie było akurat tłoczno.
- A co u Wojtka?
- Wszystko dobrze.
- Pewnie ciężko wam się było rozstać.
- Tak, rzeczywiście.
- Znając ciebie to się pewnie popłakałaś.
- Opowiedz lepiej, co tutaj się działo pod moją nieobecność - nie chciałam dłużej odpowiadać na pytania związane z Wojtkiem, bo przychodziło mi to z trudem - sama nie wiedziałam dlaczego.
- Same nudy. Nic tylko zaproszenia na jakieś imprezy...
- I to są nudy? Lepiej niż w Nowym Jorku!
- Ta, lepiej! Zabiorę cię w czwartek do mojego nowego kolegi.
- Oo, masz nowe znajomości. Skąd jest?
- Z Bemowa.
Resztę dnia spędziłam w towarzystwie Julki. Kupiłam sobie fajną sukienkę, a Julia bluzkę. Wieczorem poszłyśmy jeszcze do Multikina.
Każdy następny dzień wyglądał podobnie. Nie jechałam już nigdzie na wakacje, bo rodzice postanowili wziąć urlop na początku września. Przez cały czas byłam w kontakcie z Wojtkiem, ale zamiast wyczekiwać jego powrotu to czekałam z niecierpliwością 20. sierpnia, czyli dnia, w którym miał wrócić Łukasz. Prawie go nie znałam, ale coś mnie niesamowicie do niego ciągnęło i nie mogłam tego w sobie powstrzymać.

środa, 12 czerwca 2013

Bye, bye

Rano, tak samo jak codziennie, powitało mnie słońce. Z uśmiechem usiadłam na łóżku i zobaczyłam walizki, które stały już przy drzwiach. Uśmiech szybko zniknął. Przypomniałam sobie w jakim byłam nastroju pakując się wczoraj. Nie chciałam wyjeżdżać. Wojtek też nie chciał, abym wyjeżdżała. Siedząc na łóżku pomyślałam - nie wstaję, niech się dzieje co chce. Myślałam, że zasnę, ale nie mogłam. O 9 przyszła Wojtka mama. Powoli wyszłam z łóżka i otworzyłam jej drzwi.
- Gotowa? - zapytała wesoło, ale gdy zobaczyła mnie w pełnej okazałości sama odpowiedziała sobie na to pytanie. - Ola, co jest? Dobrze się czujesz? Tak blado wyglądasz.
- Chcę zostać! - rozpłakałam się.
- Niedługo wrócimy do Warszawy. I będzie jak kiedyś. Musisz lecieć i czekać na Wojtka. On wie, że ty w niego wierzysz i dzięki tobie jest silny. Uśmiechnij się. Będzie dobrze. Ubieraj się i schodź na dół.
Usiadłam jeszcze na chwilę na łóżku i popatrzyłam w okno. Polubiłam ten widok. Może nawet pokochałam. Pomyślałam, że następnego ranka obudzę się już w swoim pokoju. Co prawda nie miałam z niego takiego widoku jak ten tutaj, ale zatęskniłam za moim łóżkiem, bo to, na którym spałam przez ostatni czas nie było zbyt wygodne. Próbowałam się cieszyć, że wracam do domu. Ubrałam się, wzięłam walizki, stojąc w drzwiach popatrzyłam jeszcze raz na pokój. Zamknęłam drzwi i zeszłam na dół.
- Wszystko masz? - zapytała Wojtka mama.
- Tak. Wszystko spakowałam.
- To jedziemy do Wojtka.

Wojtek czekał na nas na korytarzu. Gdy nas zobaczył wyszedł nam naprzeciw, podszedłszy do mnie chwycił mnie za rękę. Poszliśmy wszyscy do jego pokoju. Nie miałam wiele czasu.
- Porozmawiajcie jeszcze chwilę. Zaraz wrócę - oznajmiła Wojtka mama widząc nasze smutne oczy i wyszła.
- Będziesz na mnie czekać, prawda?
- Oczywiście, że będę. Przecież wiesz.
- Jesteś niezwykła. Najlepsze co mogło mnie spotkać to to, że cię  poznałem. Kocham cię.
- Ja ciebie też - przytuliłam się do niego i chciałam, żeby tak zostało już na zawsze. Jednak niestety szybko wróciła Wojtka mama i przypomniała, że musimy już jechać. Kiedy wstawałam, Wojtek chwycił mnie za rękę. Odwróciłam się do niego jeszcze raz i popatrzyłam mu w oczy. Niemal płakał. Wiedziałam, że jeśli jeszcze przez chwilę będę patrzeć w jego oczy to się rozpłaczę. Nie chciałam płakać. Nie mogłam. Puściłam jego rękę i udałam się w kierunku drzwi. Oglądnęłam się jeszcze raz na niego i wyszłam. Szybko przeszłam przez korytarz. Dogoniła mnie Wojtka mama. Po policzkach popłynęły mi łzy. Zjechałyśmy windą na dół. Wytarłam oczy i policzki chusteczką. Odbierając swoje walizki już nie płakałam. Na lotnisko jechałyśmy dosyć szybko. O tej porze ulice nie były zapełnione. Patrzyłam na bransoletkę, którą dostałam od Wojtka kilka lat temu i zawsze nosiłam na prawym nadgarstku. Zaczęłam się zastanawiać dlaczego w ogóle płakałam? Czy żal mi było Wojtka, że zostaje? Czy żal mi było siebie, że wracam bez niego? A może po prostu żal mi było, że stąd wyjeżdżam? Coś się we mnie zmieniło, nie wiedziałam tylko co. Czułam, że to nie Wojtek był powodem mojego płaczu. Nagle taksówka zatrzymała się. Byłyśmy na miejscu. Udałyśmy się do terminalu. Poszłam na odprawę i po pewnym czasie zajęłam miejsce w samolocie. Kiedy wystartowaliśmy nie myślałam już o tym, o czym w taksówce. Teraz nadawałam na zupełnie innych falach niż lecąc do USA.

Myślałam tylko o Łukaszu.

poniedziałek, 10 czerwca 2013

Brooklyn Bridge

Po powrocie z naszej wycieczki na Wyspę Wolności byłam bardzo zmęczona. Wzięłam prysznic i idąc w stronę łóżka napisałam SMS-a do Wojtka: "Dziękuję za piękny dzień :*". Otrzymałam odpowiedź: "Jutro będzie jeszcze piękniejszy ;)". Uśmiechnęłam się, położyłam i nakryłam kołdrą. Nie odłożyłam telefonu tylko dalej coś klikałam. Nagle podniosłam się i uświadomiłam sobie, że powtarzam tę samą czynność od kilku dni. Nie byłam tego świadoma i w ogóle nie miałam nad tym kontroli. " - Olka, co ty wyrabiasz?" - powiedziałam sobie w myślach.
Otóż właśnie do mnie dotarło, że codziennie wieczorem wpatrywałam się w zdjęcie Łukasza. Aby na przyszłość temu zapobiec przeniosłam je do innego folderu, odłożyłam telefon i poszłam spać.

Następnego dnia wstałam później niż planowałam. O 9 miałyśmy jechać do Wojtka, a ja wtedy jeszcze w najlepsze spałam. Obudziło mnie pukanie do drzwi. Popatrzyłam na zegarek. Było wpół do jedenastej. Otworzyłam drzwi.
- Oj obudziłam cię. Wyspałaś się?
- Tak, tak. Za 15 minut będę gotowa.
- Nie śpiesz się. Czekam na dole.
W 10 minut się umyłam i ubrałam. Postanowiłam, że zjem coś po drodze, więc mając jeszcze chwilę czasu napisałam SMS-a do mamy. Pisanie z USA do rodziców zawsze sprawiało mi problem. W każdej wiadomości mama prosiła mnie, żebym napisała coś więcej niż tylko szablonowe: "U mnie wszystko OK. Pogoda ładna. Chodzimy na spacery i zwiedzamy Nowy Jork. Co u Was? Pozdrawiam". Tym razem chciałam się wysilić. Do treści, którą pisałam codziennie dodałam wzmiankę o wczorajszej wycieczce i o przeżyciach, które mi towarzyszyły. Dodatkowo zapytałam jak tam w pracy i jaka pogoda w Warszawie. Zużyłam 350 znaków, co było wielkim osiągnięciem, jeśli chodzi o SMS-y do mamy. Wzięłam torebkę, zamknęłam drzwi i zjechałam windą na dół.
- Wojtek bardzo mnie prosi, żebym mogła chociaż raz pozwolić wam iść gdzieś beze mnie. Ale wiesz, że to nie jest ode mnie zależne - tłumaczyła się mama Wojtka, kiedy szłyśmy do taksówki.
- Wiem, nie mam o to do pani pretensji. Zawsze wszędzie chodziliśmy sami, ale teraz jest inna sytuacja.
- Cieszę się, że mnie rozumiesz. Wojtek jednak uważa, że powinnam bez zgody lekarza pozwolić wam iść gdzieś razem. Ale ja nie mogę. I on, i ty jesteście ze mną poza kliniką na moją odpowiedzialność. Postaram się wyprosić dla was tę zgodę. Chociaż raz... Nie ma już wiele czasu do twojego odlotu.
- No tak. Jeszcze tylko kilka dni i wracam...

Kiedy tylko weszłyśmy do Wojtka pokoju zaczął nalegać, żeby jego mama zdobyła dla nas zgodę na opuszczenie kliniki.
- Mamy 15 lat, GPS i znamy angielski.
- Ja bym wam pozwoliła, ale to nie ode mnie zależy.
- Mamo idź chociaż zapytać. A jak się nie zgodzą to i tak pozwolisz nam iść, okej?
- Co ja z tobą mam... - powiedziała mama Wojtka z rezygnacją i poszła szukać lekarza. Nie było jej może 10 minut.
- Zgodził się. Ale musicie wrócić przed kolacją.

- A wiesz, gdzie pójdziemy? - zapytał Wojtek, kiedy przekroczyliśmy bramę.
- Nie mam pojęcia - odpowiedziałam.
- Spodoba ci się.
- Tego jestem pewna.

Po raz kolejny znaleźliśmy się na Manhattanie.
- Park Centralny?
- Nie. Jedziemy w stronę Brooklynu.
Wojtek chwilę później kazał zatrzymać się taksówkarzowi.
- Byłaś kiedyś na Brooklynie? - zapytał zupełnie poważnie.
- Hmm... Nie przypominam sobie, ale... z całą pewnością podczas jednego z wielu moich pobytów w Nowym Jorku odwiedziłam tę dzielnicę...
- Hahaha. No chyba na mapach w Google!
- Zadając debilne pytanie powinieneś był spodziewać się równie debilnej odpowiedzi - wkurzyłam się na niego za to głupie pytanie o Brooklyn. Udawał bardzo zorientowanego w Nowym Jorku, tak jakby znał tutaj każdą ulicę, a mnie to irytowało.
- No przepraszam, kotku. Więc idziemy właśnie na Brooklyn. Ale to nie tę dzielnicę chcę ci pokazać, tylko coś innego. Widzisz ten most przed nami?
Wytężyłam wzrok i momentalnie przestałam się gniewać.
- Wojtek! Idziemy na Brooklyn Bridge?
- Yhy.
Pobiegłam przed siebie, zostawiając Wojtka z tyłu. Biegłam dobre 200 metrów. Stanęłam na moście, zaczerpnęłam głęboko powietrza i spojrzałam na zachodzące słońce, które odbijało swe promienie na oknach wieżowców i w lustrze wody. Zamknęłam oczy. Po chwili ktoś mnie objął w pasie i mocno przyciągnął do siebie. Nie otworzyłam oczu. Uśmiechnęłam się i jeszcze bardziej wtuliłam w osobę, która mnie przytulała. Niczego więcej w tej chwili nie było mi potrzeba. Mogłam się założyć, że byłam w niebie. Tutaj - w centrum światowego chaosu.

niedziela, 9 czerwca 2013

Liberty Island

- Dzisiaj pojedziemy w bardzo ważne miejsce - zakomunikował mi Wojtek niedzielnego popołudnia.
- Co takiego tym razem wymyśliłeś?
- Wszystko miałem już zaplanowane zanim przyjechałaś. Teraz tylko wieczorami, jak ode mnie idziesz sprawdzam w Internecie, jakie dodatkowe atrakcje mogę dla ciebie znaleźć.
- Czego dzisiaj powinnam się spodziewać?
- To będzie coś... hm... historycznego. Można tak to ująć.
Do pokoju weszła mama Wojtka.
- Możemy już iść. Dotarcie na miejsce zajmie nam sporo czasu.

Rzeczywiście dosyć długo jechaliśmy. Myślałam że jesteśmy na miejscu, gdy wysiedliśmy.
- Będziemy gdzieś płynąć? - zapytałam kiedy zobaczyłam, że kierujemy się w stronę statków.
- Ehem.
- Powinnam się bać? - zapytałam kiedy wsiadaliśmy na statek.
- Nie, wariacie - Wojtek uśmiechnął się i mnie przytulił.

Kiedy tak płynęliśmy stałam odwrócona w stronę lądu i podziwiałam wspaniałe widoki. Wieżowce wyglądały jakby wyrastały z wody. Obróciłam się i zobaczyłam, że wprost przed sobą mamy Statuę Wolności.
- Płyniemy na Wyspę Wolności? - zawołałam podekscytowana swoim odkryciem.
- Tak.
- Wojteeeek! - rzuciłam mu się na szyję.
- Dawno, dawno temu, no - może nie aż tak dawno, opowiadałaś mi, że chciałabyś stanąć obok Statuy Wolności. No to proszę.
- Jesteś kochany!
Wysiedliśmy z naszego małego statku i udaliśmy się tuż pod samą statuę. Trzeba przyznać - jest ogromna. Porobiliśmy sobie zdjęcia, a później poszliśmy do Parku Wolności. Ten nie jest już tak wielkich rozmiarów. Można go śmiało porównać do warszawskich, nawet tych niewielkich, parków.
Spędziliśmy tam dobrych parę godzin. Nie wiem z jakiego powodu czułam się jakbym była w najważniejszym miejscu na świecie. Rzeczywiście to bardzo ważne miejsce, ale myślę, że może dlatego, że tak naprawdę to nie miejsca wpływają na nasze uczucia, ale przede wszystkim ludzie, z którymi w nich jesteśmy. Przypomniała mi się sentencja, którą kiedyś przeczytałam w jednej z kwiaciarni na Nowym Świecie:

Najlepsze, co może nas spotkać to ludzie, których kochamy,
miejsca, które oglądamy
oraz wspomnienia, które nam pozostają.
- W zupełności się z tym zgadzam.

sobota, 8 czerwca 2013

Central Park

Otworzyłam oczy i natychmiast odruchowo je zamknęłam. Wszystkie promienie słoneczne były skierowane w moje okno i nie dawały mi spać. Wstałam i podeszłam do szyby. Z mojego pokoju roztaczał się widok na same biurowce, których nie byłam w stanie ogarnąć wzrokiem. Konstrukcje ze stali i szkła wydawały się nie mieć końca. Wszerz i wzdłuż wszędzie były wieżowce. Promienie słońca odbijały się jak w ogromnych lustrach. Uznałam to za symbol nadziei. Od tej pory każdego dnia witał mnie taki widok. Za każdym razem, kiedy rano popatrzyłam w słońce przypominałam sobie, że w Polsce jest już połowa dnia.

Fakt - Nowy Jork bardzo mi się podobał. Okazał się znacznie piękniejszy od tego, który miałam w wyobraźni. Jednak codziennie na nowo uświadamiałam sobie, że nie chciałabym tutaj mieszkać. Ludzie, których widziałam przez okno i ci, których spotykałam na ulicach nieustannie się gdzieś spieszyli. Jedyny spokój można było znaleźć w sercu Nowego Jorku - w Parku Centralnym. Nianie z dziećmi, zakochani, którzy znajdują w ciągu dnia kilka minut, by się spotkać, przyjaciele, studenci, artyści, wszyscy, którzy potrafili wygospodarować chwilę wolnego czasu wybierali właśnie Park Centralny.

- Jest zgoda na wyjście.
Z taką wiadomością do pokoju Wojtka weszła jego mama. Odkąd przyjechałam do Nowego Jorku mogłam przebywać z Wojtkiem tylko w jego pokoju lub w parku. Wojtek nie mógł wyjść poza teren kliniki. Przez cztery poprzednie dni, licząc od mojego przyjazdu, dużo rozmawialiśmy. Więcej niż kiedykolwiek. Wspominaliśmy czasy, kiedy się poznaliśmy, razem się bawiliśmy, a później zrozumieliśmy, że to co do siebie czujemy to już nie tylko zwykła przyjaźń. Staraliśmy się unikać tematu, który spowodował, że byliśmy w Nowym Jorku. Oboje chcieliśmy o tym zapomnieć, odciąć się od przeszłości.
- Mamy 4 godziny dziś po południu.
- Super. Dzięki, mamo. Ola, pójdziemy w miejsce, które najbardziej mi się podoba z tych, w których dotychczas byłem. Mama już trzy razy mnie tam zabrała.
- Gdzie?
- Nie mogę ci powiedzieć. Niespodzianka.
- Powiedz, proszę.
- Dowiesz się po południu. Mam nadzieję, że ci się spodoba.

Kiedy wysiadałam z taksówki zobaczyłam tabliczkę: "Broadway". Nie mogłam uwierzyć w to, że tu jestem.
- Dalej nie podjedziemy. Przejdziemy kawałek na piechotę.
- Wojtek... Nie jestem w stanie uwierzyć w to, co tutaj widzę.
- To otwórz szeroko oczy, kochanie. Idziemy przez Nowy Jork!
Po około 10 minutach marszu doszliśmy do ronda.
- Columbus Circle! - zawołałam.
Wojtek wziął mnie na ręce.
- Jesteśmy na miejscu. Po lewej Central Park West, jedna z najbardziej pożądanych i prestiżowych ulic Nowego Jorku. Adres ludzi, którym udało się w życiu osiągnąć najwięcej. A przed nami...
- Central Park! - dokończyłam, choć byłam przekonana, że to tylko sen i że zaraz się obudzę, jak to już nieraz bywało.
Wojtek przeniósł mnie na drugą stronę ulicy. Jego mama szła przez cały czas obok nas. Nie mogło być inaczej, dobrze oboje o tym wiedzieliśmy.
Przez trzy godziny chodziliśmy po Manhattanie. Ani trochę mi się nie znudziło. Nie zauważyłam kiedy minęło tyle czasu.
- Musimy wracać - w pewnej chwili powiedziała mama Wojtka.
Posmutniałam. Chciałam tam zostać przynajmniej do wieczora. Wojtek zauważył moją zmianę nastroju.
- Jeszcze tutaj przyjedziemy, obiecuję. Ale Nowy Jork ma jeszcze wiele piękniejszych miejsc.
- Nie potrzebuję piękniejszych miejsc. To mi wystarczy. Ja, ty i Park Centralny.

piątek, 7 czerwca 2013

NY!

Kiedy Łukasz zniknął mi z oczu zobaczyłam mamę Wojtka. Czekała na mnie w umówionym miejscu.
- Ola! Witaj - przytuliła mnie. - Jak podróż? Wszystko w porządku?
- Tak, wszystko okej.
- Jedziemy do hotelu. Musisz odpocząć po podróży.
- Wolałabym najpierw pojechać do Wojtka. Nie jestem zmęczona.
- Wiem, że się za nim stęskniłaś, on też już nie może się doczekać, ale późno już, pojedziemy do niego jutro.
- Proszę, jedźmy dziś.
- Jak chcesz.
Wyszłyśmy z lotniska i pojechałyśmy taksówką pod klinikę, w której przebywał Wojtek.
Było późne popołudnie. Wielki ruch, mnóstwo ludzi, samochodów, wieżowców, biurowców... Niesamowite wrażenie. Mimo to było mi smutno. Nie wiedziałam, jak Wojtek zareaguje na mój przyjazd. Wprawdzie wiedział, że przyjadę, ale nie wiedziałam w jakim jest humorze i jak się czuje. Te rozmyślania całkiem odwróciły moją uwagę od tego, że właśnie spełnia się moje marzenie. Uśmiechnęłam się i pomyślałam: "Ej, ogarnij, jesteś w sercu Nowego Jorku!"

Wchodząc do pokoju Wojtka wzięłam głęboki oddech. Otworzyłam drzwi. Wojtek siedział na łóżku z laptopem na kolanach. Podniósł głowę i zobaczyłam jego uśmiech. Ten sam szczery i prawdziwy co kiedyś.
- Ola! - odłożył laptopa, podbiegł do mnie i wziął mnie na ręce. - Tak długo na ciebie czekałem!
- Tęskniłam za tobą. Tak bardzo za tobą tęskniłam, Wojtek - rozpłakałam się i przytuliłam do niego bardzo mocno.
- Zostawię was samych - powiedziała Wojtka mama i wyszła zamykając drzwi.
- Dziękuję, dziękuję, że przyjechałaś. Nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczy.
- Kocham cię, Wojtek - pocałowałam go.
- Ja ciebie też.
Nie minęło pół godziny, a przyszła mama Wojtka i zaproponowała mi, abyśmy już jechały do hotelu. Zgodziłam się, bo rzeczywiście już byłam zmęczona.
- Przyjedziemy jutro z samego rana - obiecałam.
- Wyśpij się i przyjedź. Pa.
Całą drogę do hotelu miałam takie poczucie ogromnej miłości. To co czułam było naprawdę niesamowite i nie można tego opisać żadnymi słowami. Wydawało mi się, że ja i Wojtek jesteśmy dla siebie stworzeni. Czułam, że nic i nikt nie jest w stanie nas rozdzielić. "Zawsze będę o nas walczyć, wbrew przeciwnościom losu" - szepnęłam cicho do siebie, wchodząc do pokoju.

czwartek, 6 czerwca 2013

Podróż

Kiedy wsiadłam do samolotu od razu wyjęłam książkę, którą przygotowując się do wyjazdu kupiłam w empiku. Historia pięknej i romantycznej miłości. Wręcz idealnej. Takiej, która nie istnieje w realnym świecie.  Przeczytałam kilka stron zanim jeszcze wystartowaliśmy. Nie chciałam myśleć o tym, dlaczego mój los potoczył się tak, że siedzę teraz w samolocie, który zaraz wystartuje do Nowego Jorku. Nie chciałam przeżywać tego jeszcze raz od początku. Cieszyłam się, że parę godzin lotu i będę na miejscu. Ale moja radość nie była spowodowana tym, że ot po prostu lecę sobie do miasta, o którym marzy każda dziewczyna w moim wieku. Mapa Stanów Zjednoczonych wisiała już od kilku lat w moim pokoju. Nieraz leciałam lub płynęłam do USA "palcem po mapie", a tu proszę - lecę tam naprawdę. Nie cieszyłam się z tego, że za chwilę spełnią się moje marzenia. Chciałam przed tym uciec, ale wiedziałam, że osoba, do której lecę bardzo mnie potrzebuje.

I na nowo wszystko stanęło mi przed oczami.

Ja i Wojtek byliśmy zawsze dobraną i zgodną parą. Do czasu gdy poznałam jego tajemnicę. Wtedy zaczęły się kłótnie, mieliśmy dla siebie mniej czasu, unikaliśmy się. Potrzebowałam odpisać zadanie z chemii. Wiedziałam, że Wojtek ma wszystko w zeszycie starannie napisane. Wojtek był wtedy gdzieś z kolegami. Otworzyłam jego plecak i wyjęłam zeszyt; zawsze odpisywaliśmy od siebie zadania bez pytania. Zza okładki wyleciało opakowanie z białym proszkiem. Byłam przerażona. Zabrałam to szybko do kieszeni i pobiegłam szukać Wojtka.
- Wojtek! Wojtek! Musimy porozmawiać! - krzyczałam przez całą szkołę.
 
- Co jest? Musisz tak krzyczeć? - Wojtek nigdy nie lubił, gdy próbowałam nim rządzić przy kolegach. 
- Musimy porozmawiać. Natychmiast - pociągnęłam go za rękaw i zaprowadziłam w taką część szkoły, gdzie było najmniej ludzi.
- Co to jest? - wyjęłam zdobycz, którą miałam w kieszeni. 
- Skąd to masz?! 
- Wojtek, ktoś chce cię w coś wrobić! Znalazłam to w twoim plecaku. Musisz się jak najprędzej tego pozbyć! 
- Nie panikuj. I oddaj mi to. Nikt mnie nie wkręca. 
- Co? Całkiem ci się już w głowie poprzestawiało?! Wojtek nie możesz pozwolić na to, żeby ktoś ci to znowu podrzucił. 
- Nikt mi tego nie podrzucił, zrozum. 
- Wojtek, przecież to jest karalne! Musisz to wyrzucić! 
- To moje. 
- Co? Jak to twoje? 
- Zapomnij o tym - pocałował mnie w czoło i chciał już iść. 
- Poczekaj! Stój! Wojtek! Czekaj... 
Uciekł. Nie chciał ze mną rozmawiać. Przez kolejne trzy lekcje nawet nie odwróciłam się, by spojrzeć na ławkę za mną. Julia wyczuła że coś jest nie tak. 
- Co jest? Pokłóciłaś się z Wojtkiem? 
- Co... Nie, nie... - Zawsze Wojtek gada jak najęty a dzisiaj ani razu nic do nas nie powiedział. Na pewno wszystko okej? 
- Tak. W porządku. Julia to moja najlepsza koleżanka. Znamy się od podstawówki i siedzimy razem od 5-tej klasy. Nie zmieniło się to, gdy ja i Wojtek zostaliśmy parą. On siedzi z Kacprem, a ja z Julką.
Po lekcjach Wojtek chciał szybko wyjść ze szkoły. 
- Ej! Chcesz tak wyjść bez słowa? 
- Mam dzisiaj po południu trening - odpowiedział. 
- Wiem, dziś środa. Mimo to zawsze szliśmy do domu razem. 
- Przed treningiem mam jeszcze z Kacprem gdzieś iść. 
- Aha, z Kacprem. 
- Nom. Więc pa. 
- Chyba jesteś mi winien jakieś wyjaśnienia? Jeśli w ogóle to można jakoś wyjaśnić. 
- Ola - Wojtek zatrzymał się i popatrzył na mnie - nie przejmuj się tym. Nic mi nie będzie. Uśmiechnij się. Nie chcę, żebyś była przeze mnie smutna. 
- Smutna? Ty nie rozumiesz konsekwencji tego co robisz! Wojtek proszę, obiecaj mi, że więcej nie będziesz... 
- Nic mi nie będzie. Muszę lecieć, pa. 
No i zostawił mnie. Tak się o niego martwiłam. Nie mogłam znieść myśli, że może mu się coś stać. Wtedy obwiniałabym o wszystko siebie.
Czas mijał. Na pozór nic się nie działo, poza tym, że Wojtek miał coraz mniej dla nas czasu.
Przyszła wiosna. Dzień był coraz dłuższy. Pogoda sprzyjała do spacerów. Któregoś słonecznego popołudnia udało mi się namówić Wojtka na spacer. Poszliśmy w nasze ulubione miejsca, pochodziliśmy nad Wisłą. Było jak dawniej. 
- Ola, chcę ci coś powiedzieć. Jesteś dla mnie najważniejsza i najbliższa. Jesteś dla mnie wszystkim i tylko w tobie mam wsparcie. 
- Ty też jesteś dla mnie wszystkim czego potrzebuję. Kocham cię.
Następnego dnia Wojtek nie przyszedł do szkoły. Kacpra też nie było. Dzwoniłam do Wojtka ale nie odbierał. Martwiłam się o niego. Na czwartej lekcji zadzwonił do mnie Kacper. Od razu pomyślałam, że ma jakieś wiadomości o Wojtku. Ale tego, co za chwilę usłyszałam nigdy bym się nie spodziewała. 
- Olka, ej słuchaj. Wojtek jest w szpitalu. Nie wiem co się stało, ale chyba powinnaś wiedzieć. To tyle. 
- W jakim szpitalu?!
- Nie wiem. Naprawdę nic nie wiem. Więcej wiedzą na pewno jego rodzice.
 
Nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Przeczuwałam, co mogło się stać. Zadzwoniłam do Wojtka mamy i dowiedziałam się w jakim szpitalu jest Wojtek. Na szczęście nie był on daleko od naszej szkoły.  Za 20 minut byłam na miejscu. Zobaczyłam mamę Wojtka. Była cała zapłakana. 
- Co się stało? 
- Dziecko, przyjechałaś. Nie powinnaś tutaj być. Wracaj do szkoły. 
- Ale co się stało? - wybuchłam płaczem. Tak bardzo bałam się o Wojtka. 
- Wojtek... nie, nie wiem. Nic z tego nie rozumiem. Ale ty nie powinnaś się w to mieszać. Idź na lekcje. 
- Zostanę. Nigdzie nie idę. 
Usiadłam na krześle obok Wojtka mamy. Po około 15 minutach przyszedł lekarz. Powiedział, że za dobę będzie można stwierdzić co dalej i że Wojtek nie obudzi się prędko. Dla mnie "doba" zabrzmiało jak "wieczność". Cała wieczność czekania na wiadomość. Zdziwiłam się, kiedy po 3 godzinach przyjechała moja mama. 
- Agnieszka, dobrze, że jesteś. Zabierz stąd Olę. 
Aha, czyli to mama Wojtka zadzwoniła po moją mamę. 
- Nie, nigdzie nie pójdę. Chcę być przy Wojtku. 
- Ola, chodź, tutaj i tak nic nie pomożesz. Musisz coś zjeść i odpocząć. Siedzisz tu już od południa, przy Wojtku zostanie jego mama. 
- Zaraz ma przyjechać mój mąż i tutaj ze mną być. Nie martw się Olu. Wojtkowi się krzywda nie stanie. Teraz już na pewno... 
Zaakcentowała wyraz "teraz". Miałam wyrzuty sumienia. Mogłam zapobiec temu wszystkiemu. Zrezygnowana wzięłam plecak z podłogi i poszłam w stronę drzwi. Moja mama rozmawiała jeszcze chwilę z mamą Wojtka. Znają się prywatnie, więc nie powinno było mnie zdziwić, że Wojtka mama zadzwoni po moją. W samochodzie mama zapytała mnie delikatnie, czy wcześniej o tym wiedziałam. Udałam, że nie słyszę. Więc mama już o wszystkim wiedziała. Teraz pewnie mnie będą obwiniać. Że jak taka mądra dziewczyna jak ja nie powstrzymała Wojtka. Ale co ja mogłam zrobić? Próbowałam i nic. Wczoraj wszystko było w porządku...
Wojtek wybudził się po trzech dniach. Zadzwoniła do mnie jego mama, kiedy byłam w szkole. Natychmiast pojechałam do szpitala. Gdy Wojtek mnie zobaczył był bardzo zawstydzony i zły na samego siebie.
- Ola... Przepraszam.
 
- Ciii... Najważniejsze, że już wszystko w porządku. 
- Ola... Muszę ci coś powiedzieć... Nie wszystko jest w porządku. Moim rodzicom zaproponowano, że najlepiej będzie jeśli wyjadę. 
- To bardzo dobry pomysł. Może na Mazury? Tam gdzie zawsze jeździsz na wakacje. Powinieneś odpocząć, a twoi rodzice razem z tobą. 
- Ale Olu, nie o takim wyjeździe mówię. 
- Więc o jakim? 
- Chcą mnie wysłać do... Nowego Jorku. 
- Wojtek, żartujesz sobie? 
- Nie, mówię poważnie. 
Nie wiedziałam co powiedzieć. Do Nowego Jorku?! Samego? Ale jak to? Wojtek odczytał te pytania z moich myśli i udzielił mi na nie odpowiedzi. 
- Tam jest dobra klinika na leczenie takich osób jak ja. 
- Wojtek... - rozpłakałam się i mocno go przytuliłam. 
- Będziesz na mnie czekać, prawda? 
- Oczywiście, że będę! Wojtek, kocham cię! 
- Przepraszam, że byłem taki głupi. 
Na salę wszedł lekarz. Wyszłam na korytarz. Znów się rozpłakałam. Przyszła mama Wojtka. 
- Wszystko będzie dobrze. Będę tam z Wojtkiem. 
Ucieszyłam się, że Wojtek nie będzie sam. 
- To dobrze. Przyjdę po południu - odpowiedziałam krótko i poszłam.
Dwa dni później Wojtek został wypisany do domu. Za trzy kolejne dni miał samolot do USA. Siedziałam u niego w pokoju i patrzyłam jak pakuje walizki. Kiedy skończył wziął mnie na kolana i zaczął mi opowiadać, że jak do niego przylecę to pójdziemy na duże zakupy w sercu Nowego Jorku, a później do parku na Manhattanie.

- Przepraszam, twoja książka - siedzący obok mnie chłopak o oczach niczym anioła trzymał w ręce książkę, którą zaczęłam czytać przed startem samolotu.
- A. Tak. Zamyśliłam się - wzięłam książkę i zawstydzona odwróciłam głowę.
- Na całe pół godziny - chłopak nieziemsko się uśmiechnął.
- O naprawdę aż tak długo? Straciłam poczucie czasu - odpowiedziałam na jego uśmiech.
- Lecisz na wakacje do Nowego Jorku, o tym marzy każda dziewczyna!
- Ja też kiedyś o tym marzyłam. Ale nie lecę na typowe wakacje.
- Łukasz jestem - podał mi rękę i znów się uśmiechnął.
- Ola.
- A więc nie lubisz czytać książek? - nie umiał chyba panować nad swoim łobuzerskim uśmiechem.
- Kupiłam ją przypadkowo, żeby mieć czym się zająć w samolocie. A tak się złożyło, że zaczęłam rozmyślać nad tym dlaczego lecę do Stanów i tak dalej... I całkiem o niej zapomniałam.
- A ja się cieszę, że lecę do Nowego Jorku. Wielki świat to coś dla mnie. Jestem stworzony by tam mieszkać - uśmiechnął się dumnie i łobuzersko jednocześnie. - Żartuję. Lecę do mojej sławnej mamy. A ty?
- Ja lecę do mojego chłopaka.
- Aaa... Międzynarodowa miłość. Pozazdrościć.
- Mój chłopak jest Polakiem. Od miesiąca jest w Nowym Jorku.
- I zaprosił ciebie? Niezły gość.
- Więc... masz sławną mamę? - chciałam zmienić temat.
- Hahaha. Śmieszne. Taaak, bardzo. Jest modelką.
- Wow. Twoja mama jest nowojorską modelką?! Zazdroszczę!
- Nie ma czego. Mieszka tam już prawie trzy lata, a ja mieszkam z ojcem. Ot taka typowa rodzina. Matka robi karierę w wielkim świecie, a syn z ojcem skromnie mieszkają w Warszawie. - Zrobiło mi się szkoda Łukasza. Widać było, że ma żal do swojej mamy. - Powiedz coś więcej o swoim chłopaku.
- To taka długa historia...
- Mamy przed sobą jeszcze przynajmniej 5 godzin lotu.
Poczułam nagle wielkie zaufanie do Łukasza. Mimo, że znałam go od kilku chwil opowiedziałam mu wszystko to, o czym wcześniej myślałam. Mówiłam mu o swoich uczuciach w poszczególnych sytuacjach, o tym co wtedy robiłam, jak sobie z tym radziłam, jak się czułam.
- Musisz go naprawdę mocno kochać.
Uśmiechnęłam się.
- Opowiedz coś o swojej mamie. To musi być super sprawa mieć mamę amerykańską modelkę.
- Mama od zawsze o tym marzyła. Chciała zrobić wielką karierę modelki. Zakochała się w moim tacie i wzięła z nim ślub. Była młoda i piękna, świat stał przed nią otworem. Mogła zrobić międzynarodową karierę. Za kilka dni miała podpisać trzyletni kontrakt z Chanel. Miała wyjechać do Paryża. Tatę chciała zabrać ze sobą, mimo że studiował wtedy na Politechnice Warszawskiej. Wszystko było pięknie, ale dowiedziała się, że urodzę się ja. Załamała się. Powiedziała o wszystkim tacie, o swoich planach, o kontrakcie, o wyjeździe, o ich wspólnej przyszłości. Tato się ucieszył. Miał wiele powodów do radości. Po pierwsze nie chciał wyjeżdżać z Polski. Po drugie był na trzecim roku wymarzonych studiów. Po trzecie cieszył się po prostu ze mnie. Mama zrezygnowała z kontraktu. Urodził się słodki Łukaszek. Mama zaczęła studia, bo stwierdziła, że jej marzenia już nigdy się nie spełnią. Kiedy miałem 11 lat przy pomocy znanego fotografa zrobiła nowe portfolio. Poszła na casting i wygrała. Później jeden pokaz, drugi, piąty, dziesiąty. Zaczęto się nią interesować i o niej pisać. Zachwycano się jej urodą i figurą. Często wspominano też o wieku. Wszyscy przekonywali ją, że nie może tego zaprzepaścić i po raz kolejny zmarnować szansy. Mama dała się przekonać. Podpisała dwuletni kontrakt z Dolce & Gabbana. Wyjechała do Nowego Jorku i zaczęło się jej 5 minut. Występowała na najbardziej prestiżowych pokazach mody opisywanych w prasie całego świata. Nie zapominała także o nas. Chciała nawet abyśmy przeprowadzili się do niej. Pomysł ten odrzuciliśmy, ponieważ myśleliśmy, że gdy kontrakt się skończy mama wróci do domu. Dolce & Gabbana przedłużyło kontrakt o kolejne dwa lata. I tak odwiedzam mamę 2 razy w roku. Wcześniej latałem z tatą. Teraz już trzeci raz lecę sam. W Domu Mody wszyscy wiedzą czyim jestem synem. Czuję się tam jak gwiazda - Łukasz zaśmiał się i zakończył swoje opowiadanie.
- Ja też kiedyś chciałam być modelką. Ale mi przeszło.
- Masz predyspozycje. Jesteś wysoka i ładna. Zrobię ci zdjęcie i zapytam mamę czy znajdzie coś dla ciebie.
- Żartowałam!
- A ja nie - wyjął aparat i zrobił mi zdjęcie.
- Okej, ja też zrobię ci zdjęcie.
- Dzięki, ale nie chcę być modelem.
- Hahaha na pewno? Byłbyś świetnym modelem jesteś wysoki i...
- I przystojny. Wiem, że to chciałaś powiedzieć.


Nie zauważyłam kiedy minęło tyle czasu. Wylądowaliśmy w Nowym Jorku. Wymieniliśmy się numerami telefonów. Łukasz powiedział, że będzie z niego korzystał dopiero po powrocie do Polski. Czyli 20 sierpnia. Musiałam czekać tak długo na kontakt z nim... Rozstaliśmy się na lotnisku.
- Do zobaczenia w Polsce - powiedział i przytulił mnie.