Po powrocie do domu nie chciało mi się już włączać komputera. Mimo
to, Julka dowiedziała się ode mnie wszystkiego następnego dnia. Zadała
szereg pytań, m.in. ile Łukasz ma lat, jak wygląda, gdzie mieszka, jak
go poznałam, co lubi, etc. Temat zakończyła przypomnieniem mi o Wojtku.
Nie miałam jej nawet tego za złe, już dawno powinien był mi ktoś o nim
przypomnieć. Ale w sumie nic złego nie robiłam. Każdy może mieć kolegę, z
którym spędza dużo czasu.
Następnego dnia po spotkaniu z Julką odezwał się Łukasz.
Spotykamy się o 16 tam, gdzie ostatnio? :-)
Mhm :-D Jakieś plany dokąd się wybierzemy?
Tak, jeden i to bardzo konkretny :-)
Oo dokąd?
Niespodzianka :-) Do zobaczenia!
Materiał
do przemyśleń na cały poranek. Po co pytałam? Co tym razem Łukasz mógł
wymyślić? Najbardziej prawdopodobne wydawało się, że zabierze mnie do
jakiegoś parku. Może do ZOO albo Łazienek Królewskich czy Ogrodu
Botanicznego. "Skoro zapowiada się spacer to ubiorę się w moją ulubioną
sukienkę w kwiatki i wezmę buty na koturnie" - pomyślałam. Zjadłam obiad
i o 15 wyszłam z domu. Dojazd do Centrum zajął mi więcej niż
przypuszczałam. Na miejsce dotarłam 5 po 16. Łukasz już czekał. Pierwsze
co zauważyłam to to, że nie miał kwiatów. Nawet trochę mnie to
rozczarowało. Oprócz tego był ubrany bardziej sportowo niż zwykle. Miał
zielone spodenki, granatową koszulkę i beżowe trampki. Na naszych
poprzednich spotkaniach był ubrany za każdym razem w innej koszuli w
kratkę (każda z nich niesamowicie mi się podobała) i długich spodniach.
- Sorry, ale były korki - wytłumaczyłam się. - Taka pora. Hej - dodałam.
- Hej - odpowiedział Łukasz. - Mówiłaś ostatnio jak byliśmy w kawiarni, że chciałabyś więcej o mnie wiedzieć.
- Tak, a ty również powiedziałeś, że chcesz mnie lepiej poznać. Więc chyba po to się spotykamy, prawda?
- Tak, dzisiaj ty będziesz miała okazję się czegoś o mnie dowiedzieć. Od razu mówię - to dla mnie bardzo ważne.
- Ale co konkretnie? - zapytałam.
- To, czego się dziś o mnie dowiesz - Łukasz uśmiechnął się
pozostawiając mi kolejny temat do przemyśleń i przypuszczeń. O nic już
jednak nie pytałam tylko czekałam co powie Łukasz.
- Pojedziemy autobusem w ważne dla mnie miejsce - oznajmił Łukasz.
- Domyślam się, że nie mogę zapytać dokąd, bo to ma być niespodzianka?
- Dokładnie tak. Chodź, może zaraz będzie jechać 525 albo coś innego w stronę Alei Armii Ludowej.
Czyli celem była Aleja Armii Ludowej. A przy Alei Armii Ludowej jest
Plac Na Rozdrożu. Więc dokąd się wybieraliśmy? To oczywiste, że na
dzisiejszy spacer Łukasz wybrał Łazienki. Wielką niespodzianką to dla
mnie nie było, ale udawałam, że nie domyślam się o jakie miejsce chodzi.
Rzeczywiście, 525 był za jakieś 2 minuty po tym jak dotarliśmy na
przystanek. Oczywiście jazda wyglądała tak: minuta jazdy; pięć minut
stania w miejscu. Pokonanie Marszałkowskiej, Placu Konstytucji i
Waryńskiego zajęło dobre pół godziny. Gdy dojeżdżaliśmy do Placu Na
Rozdrożu i Łukasz nie przygotowywał się do wysiadania zdziwiłam się.
"Więc nie jedziemy do Łazienek?" - zadałam mu to pytanie w myślach.
Chustkę na oczy założył mi dopiero kilka przystanków później.
- Czuję się jak idiotka - stwierdziłam po wyjściu z autobusu.
- Bardzo ładnie wyglądasz, jeszcze ci dzisiaj tego nie mówiłem - odpowiedział wymijająco Łukasz.
- Mogę zdjąć tę chustkę? Już mnie zaskoczyłeś, więc niespodzianka się udała - powiedziałam zażenowana.
- Nie marudź - skarcił mnie Łukasz i chwycił za rękę.
Powoli krok za krokiem prowadzona za rękę szłam mijając jakiś ludzi,
których nawet nie mogłam zobaczyć. W pewnej chwili minął nas chłopak,
który znał Łukasza, bo powiedział jego imię i zaczął się śmiać. Łukasz
kazał mu być cicho i prowadził mnie dalej. W końcu usiadłam na czymś co
było - jak się później okazało - ławką. Łukasz puścił moją rękę i stanął
za mną. Powiedział żebym zamknęła oczy i rozwiązał mi chustkę.
Następnie usiadł obok mnie i poprosił mnie, abym otworzyła oczy.
W
pierwszej chwili po ich otwarciu nie wiedziałam o chodzi. Najpierw
zauważyłam, że jesteśmy na boisku. Popatrzyłam w lewo, a następnie w
prawo, obejmując wzrokiem obszar od jednej do drugiej bramki. Boisko
normalne jak każde inne. I to miała być ta niespodzianka? Okej, fajnie,
że boisko, ale nie było jakieś wspaniałe. Po chwili jednak odwróciłam
się i ujrzałam za sobą budynek, który dobrze znałam. Moje wcześniejsze
stwierdzenie, że jesteśmy na zwykłym boisku nie było trafne. Otóż
siedzieliśmy właśnie na ławce przed budynkiem warszawskiej Agrykoli.
Nadal nie wiedziałam co mam powiedzieć, co miało znaczyć to, że tutaj
przyszliśmy?
Łukasz rozpoznał moje zawahanie i próbował rozwiać moje wątpliwości.
- Jesteśmy na Agrykoli - oznajmił. - Kocham... Bardzo lubię piłkę nożną i właśnie tutaj uczę się grać.
- Aaa, przepraszam, nie zrozumiałam tego przekazu... Wybacz - zaczęłam
się tłumaczyć, bo doprawdy nie spodziewałam się po sobie takiej głupoty.
- Naprawdę bardzo mnie zaskoczyłeś.
- Ale... widzę, że nie jesteś z tego zadowolona.
- Przeciwnie! Łukasz, prawdę mówiąc tak się cieszę, że ledwie
powstrzymuję się, żeby nie wskoczyć ci na ręce! - powiedziałam
podekscytowana.
- To dlaczego się powstrzymujesz? - zapytał patrząc mi w oczy.
- Chodziło mi o to, że naprawdę bardzo się cieszę - wyjaśniłam. - Kocham piłkę nożną - dodałam po chwili.
- Wiem o tym - Łukasz uśmiechnął się i usiadł na ławce obok mnie. -
Gdybym nie wiedział, nie odważyłbym się cię tutaj zabrać. Ale nie
odpowiedziałaś na moje pytanie.
- Skąd wiesz? - zapytałam zaskoczona.
- Najpierw ty odpowiedz na moje pytanie - powiedział stanowczo.
- Na jakie pytanie?
- Dlaczego powstrzymujesz swoje emocje?
- Łukasz, ja naprawdę bardzo się cieszę, że grasz w piłkę i że tutaj
dzisiaj jesteśmy. Jednocześnie uważam, że fakt, że ja mam chłopaka i ty
masz dziewczynę, sprawia, że powinnam pilnować swoje emocje, choćby jak
to było trudne.
- I tłumić wszystko w sobie?
- Ale ja nie tłumię ich w sobie. Mówię przecież szczerze, co czuję. Teraz ty odpowiadasz na moje pytanie.
- Skąd wiedziałem, że lubisz piłkę? - powiedział wstając z ławki.
- Mhm - potwierdziłam wyczekując na odpowiedź.
- Kiedy byliśmy przedwczoraj w kawiarni, po skończeniu rozmowy z twoją
koleżanką położyłaś telefon na stoliku. Tapeta była podświetlona...
Zaczęłam się śmiać. Ale Łukasz kontynuował swoją wypowiedź.
- Zasadniczo dziewczyny... A przynajmniej te, które ja znam, nie lubią piłki nożnej.
- To mało znasz dziewczyn - przerwałam mu.
- Okazuje się, że tak. Do tej pory nie rozmawialiśmy o naszych
zainteresowaniach. Chciałaś wiedzieć o mnie więcej, ale nie wiedziałem,
jak zareagujesz na to, że spędzam kilka godzin dziennie na boisku. Dla
większości dziewczyn to głupie. Jak zobaczyłem u ciebie w telefonie
tapetę przedstawiającą herb FC Barcelony postanowiłem, że pozwolę ci
dowiedzieć się o moim marzeniu. A teraz chcę cię zabrać w jeszcze jedno
miejsce.
- Nie mogę się doczekać - odpowiedziałam prawdziwie zaciekawiona.
Opuściliśmy Agrykolę i przeszliśmy przez Myśliwiecką.
- Pewnie już się domyślasz, dokąd idziemy - rzekł Łukasz.
- Albo na halę Torwar albo...
- Tak, to drugie. Lubisz...
- Uwielbiam! - przerwałam mu. - Legia Warszawa to mój ulubiony polski klub.
- Mój też - odpowiedział z uśmiechem Łukasz.
- Można wejść teraz na Pepsi Arenę?
- Nie można, ale my wejdziemy - odrzekł zdecydowanie Łukasz.
- To ja już o nic nie pytam...
Po przyjściu do Pepsi Areny poszukaliśmy portiera, który pilnuje tego
obiektu. Okazało się, że Łukasz go zna i że nie raz prosił już o wejście
na stadion.
- Łukasz, ja już ci mówiłem; stadion jest zamknięty. Nie mogę cię ciągle na niego wpuszczać - tłumaczył mężczyzna.
- Tylko dzisiaj, proszę - Łukasz nie ustępował.
- Łukasz, ty za każdym razem mówisz "tylko dzisiaj". Nie i koniec - portier był nieubłagany.
- Proszę... Tylko na chwilę. Zaraz wrócimy. Obiecuję - przekonywał Łukasz.
Mężczyzna popatrzył na mnie i z powrotem przeniósł wzrok na Łukasza.
Wyglądał jakby chciał się zgodzić, ale wiedział, że nie może.
- Dobra - powiedział po chwili - idźcie, bo nie dasz mi spokoju. Ale więcej mnie nie przekonasz!
- Chodź - zakomunikował Łukasz i przepuścił mnie w drzwiach, które otworzył portier.
Weszłam na stadion i ujrzałam ogromny napis na trybunach "Legia
Warszawa". Kilka razy w ciągu poprzedniego sezonu byłam na meczu Legii,
jednak za każdym razem, gdy przychodziłam trybuny były już na tyle
zajęte, że napis nie był w pełni widoczny.
- Jak tu pięknie - powiedziałam.
Zachodzące słońce trybuny i znajdujący się nad nimi dach pomarańczowym blaskiem.
- Lubię tu przychodzić - wyznał Łukasz. - Kiedyś chciałbym tu zagrać.
- Jeśli grasz nie tylko nogami, lecz także sercem, to osiągniesz to, czego pragniesz.
- Ładnie powiedziane - stwierdził Łukasz, siadając na jednym z
krzesełek. Usiadłam obok niego i czekałam aż powie coś więcej. Chciałam
słuchać, pochłaniać każde słowo opisujące jego marzenia.
- Ja gram
sercem. Oprócz tego, że do każdego kopniaka ładuję mnóstwo siły, to jest
w nim również część moich uczuć. Oglądając mecze, kapitalne akcje
najlepszych piłkarzy, ich gole i widząc ich emocje zawsze myślę, że
chciałbym być na ich miejscu. Wyjść na Wembley i stanąć przed 90
tysiącami kibiców, dla których przez 105 minut - łącznie z przerwą -
będzie najważniejsze to, co dzieje się na murawie. I sprawić, aby
zapamiętali te 90 minut gry - przerwał. Rozglądnął się dookoła, wziął
głębszy oddech, by po chwili mówić dalej.
- Każdy ma marzenia i nie ma w tym nic złego, jeżeli nie mamy zamiaru nimi komuś zaszkodzić.
Łukasz wstał i podał mi rękę. Szliśmy w stronę wyjścia. Popatrzyłam na swoją sukienkę oraz buty i zaczęłam się śmiać.
- Co? Śmiejesz się z moich przemyśleń? - zapytał Łukasz.
- Nie, po prostu pomyślałam, jak śmiesznie muszę wyglądać na stadionie w sukience w kwiatki i butach na koturnie - wyjaśniłam.
- Bardzo ładnie, ale rzeczywiście nie na stadion - uśmiechnął się Łukasz.
- To teraz porozmawiajmy o czymś bardzo ważnym - podjęłam. - Ty już
wiesz, komu ja kibicuję. Chciałabym wiedzieć, czy oprócz Legii masz
jakąś swoją ulubioną drużynę?
- Jasne, że tak.
- Jaką?
- Zgadnij.
- Z jakiej ligi?
- Hiszpańskiej.
- To... dwa główne typy: FC Barcelona i Real Madryt. Ale może być też inna.
- Tak, to jedna z tych, które wymieniłaś.
- Tylko nie mów, że Real - powiedziałam ostrzegawczym tonem.
- Jestem Culé - oznajmił spokojnie.
- Naprawdę?! - krzyknęłam.
- Tak. Visca el Barça!
Nawet nie wiem kiedy wskoczyłam mu na ręce i na nic były moje
przemyślenia dotyczące pilnowania swoich emocji. Wyszliśmy z Pepsi
Areny, podziękowaliśmy panu, który pozwolił nam na nią wejść i
opuściliśmy znany Legionistom adres Łazienkowska 3, popularnie nazywany
Ł3.
- A z innych lig? Jakie kluby? - zapytałam, gdy byliśmy już obok Agrykoli.
- Z niemieckiej Bayern, z angielskiej Manchester United - objaśnił.
- Nie lubię tych klubów - powiedziałam niezadowolona. - Ale to nic. Najważniejsze, że Barça.
- I Legia - dodał Łukasz obejmując mnie i przyciągając do siebie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz