Otworzyłam oczy i natychmiast odruchowo je zamknęłam. Wszystkie
promienie słoneczne były skierowane w moje okno i nie dawały mi spać.
Wstałam i podeszłam do szyby. Z mojego pokoju roztaczał się widok na
same biurowce, których nie byłam w stanie ogarnąć wzrokiem. Konstrukcje
ze stali i szkła wydawały się nie mieć końca. Wszerz i wzdłuż wszędzie
były wieżowce. Promienie słońca odbijały się jak w ogromnych lustrach.
Uznałam to za symbol nadziei. Od tej pory każdego dnia witał mnie taki
widok. Za każdym razem, kiedy rano popatrzyłam w słońce przypominałam
sobie, że w Polsce jest już połowa dnia.
Fakt - Nowy Jork bardzo
mi się podobał. Okazał się znacznie piękniejszy od tego, który miałam w
wyobraźni. Jednak codziennie na nowo uświadamiałam sobie, że nie
chciałabym tutaj mieszkać. Ludzie, których widziałam przez okno i ci,
których spotykałam na ulicach nieustannie się gdzieś spieszyli. Jedyny
spokój można było znaleźć w sercu Nowego Jorku - w Parku Centralnym.
Nianie z dziećmi, zakochani, którzy znajdują w ciągu dnia kilka minut,
by się spotkać, przyjaciele, studenci, artyści, wszyscy, którzy
potrafili wygospodarować chwilę wolnego czasu wybierali właśnie Park
Centralny.
- Jest zgoda na wyjście.
Z taką wiadomością do
pokoju Wojtka weszła jego mama. Odkąd przyjechałam do Nowego Jorku
mogłam przebywać z Wojtkiem tylko w jego pokoju lub w parku. Wojtek nie
mógł wyjść poza teren kliniki. Przez cztery poprzednie dni, licząc od
mojego przyjazdu, dużo rozmawialiśmy. Więcej niż kiedykolwiek.
Wspominaliśmy czasy, kiedy się poznaliśmy, razem się bawiliśmy, a
później zrozumieliśmy, że to co do siebie czujemy to już nie tylko
zwykła przyjaźń. Staraliśmy się unikać tematu, który spowodował, że
byliśmy w Nowym Jorku. Oboje chcieliśmy o tym zapomnieć, odciąć się od
przeszłości.
- Mamy 4 godziny dziś po południu.
- Super.
Dzięki, mamo. Ola, pójdziemy w miejsce, które najbardziej mi się podoba z
tych, w których dotychczas byłem. Mama już trzy razy mnie tam zabrała.
- Gdzie?
- Nie mogę ci powiedzieć. Niespodzianka.
- Powiedz, proszę.
- Dowiesz się po południu. Mam nadzieję, że ci się spodoba.
Kiedy wysiadałam z taksówki zobaczyłam tabliczkę: "Broadway". Nie mogłam uwierzyć w to, że tu jestem.
- Dalej nie podjedziemy. Przejdziemy kawałek na piechotę.
- Wojtek... Nie jestem w stanie uwierzyć w to, co tutaj widzę.
- To otwórz szeroko oczy, kochanie. Idziemy przez Nowy Jork!
Po około 10 minutach marszu doszliśmy do ronda.
- Columbus Circle! - zawołałam.
Wojtek wziął mnie na ręce.
- Jesteśmy na miejscu. Po lewej Central Park West, jedna z najbardziej
pożądanych i prestiżowych ulic Nowego Jorku. Adres ludzi, którym udało
się w życiu osiągnąć najwięcej. A przed nami...
- Central Park! - dokończyłam, choć byłam przekonana, że to tylko sen i że zaraz się obudzę, jak to już nieraz bywało.
Wojtek przeniósł mnie na drugą stronę ulicy. Jego mama szła przez cały
czas obok nas. Nie mogło być inaczej, dobrze oboje o tym wiedzieliśmy.
Przez trzy godziny chodziliśmy po Manhattanie. Ani trochę mi się nie znudziło. Nie zauważyłam kiedy minęło tyle czasu.
- Musimy wracać - w pewnej chwili powiedziała mama Wojtka.
Posmutniałam. Chciałam tam zostać przynajmniej do wieczora. Wojtek zauważył moją zmianę nastroju.
- Jeszcze tutaj przyjedziemy, obiecuję. Ale Nowy Jork ma jeszcze wiele piękniejszych miejsc.
- Nie potrzebuję piękniejszych miejsc. To mi wystarczy. Ja, ty i Park Centralny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz